Misterium świateł
Na cmentarzach już płoną znicze. To chyba najbardziej polskie z polskich świąt. Lubiłem je zawsze, nawet w młodości, kiedy zwykle trzymamy się od cmentarzy dalekim łukiem. Na gościach zagranicznych, zwłaszcza z po-chrześcijańskiego zachodu, widok polskich cmentarzy w te dni listopadowe prawie zawsze robi wrażenie. A kiedy opowie im się jeszcze o ,,Dziadach” Mickiewicza i politycznej roli cmentarzy w walce o pamięć zbiorową, zaczynają patrzeć na nas dziwnie, ale z jakimś błyskiem tolerancji dla naszej kulturowej odmienności w Europie.
W tym roku misterium cmentarzy znów się powtórzy. Nieprzeliczone tłumy są znakiem nie tylko żywotności polskiego katolicyzmu masowego, ale i testem więzi wspólnotowej. Te pełne cmentarze są dowodem, że społeczna rola śmierci jest w Polsce silna. Kult przodków służy przecież pokoleniom żywych do podtrzymywania więzi rodzinnej, grupowej, a w końcu narodowej. Gdyby mierzyć tą zaduszkową miarką spoistość społeczną Polaków, można by wystawić nam piątkę z plusem z socjologii pamięci. A także z poczucia więzi i zmysłu wspólnoty. Może to właśnie robi na zagranicznych obserwatorach szczególnie silne wrażenie, nie tylko sama magia świateł na mogiłach.
W wieku dojrzałym wyleczyłem się z dwóch skłonności – do leceważenia społecznego i indywidualnego znaczenia śmierci (nic tak nie zachęca do sensownego życia jak szczera refleksja nad przemijaniem) i do lekceważenia masowych (ludowych) form religijności i w ogóle życia zbiorowego. W każdej prawie religii zorganizowanej są nurty elitarny i egalitarny, a także nurt wręcz magiczny, potrzebujący silnych wzruszeń, a nie subtelnych rozważań teologów. W buddyzmie na przykład są minimaliści ,,hinajany”, maksymaliści ,,mahajany” i wtajemniczeni magiczno-mistycznej ,,wadźrajany”. Ze ścierania się i przenikania tych nurtów religie czerpią siłę, jakiej nie ma żadna ideologia świecka. Ociera się o taką moc nacjonalizm, ocierają się idee totalitarne, dlatego tyle razy podkreślano, że komunizm czy nazizm dążyły do wyparcia religii z życia społecznego, przejmując niektóre jej atrybuty i rytuały (Hitler czy Stalin jako rodzaj mesjasza itd.)
To jest oczywiście wynaturzenie i normalnie religia nie powinna im ulegać właśnie dlatego, że nie pozwala człowiekowi zająć miejsca Boga. Nacjonalizm jest oczywiście sprzeczny z chrześcijaństwem, które jest religią uniwersalną. Z tego samego powodu (uniwersalizmu) sprzeczny z chrześcijaństwem jest ekskluzywizm, wyłączanie kogokolwiek z możliwości spotkania lub pojednania z Bogiem.
Dla wierzących życie jest drogą do tego spotkania, a momentem, kiedy ono nastąpi, jest śmierć. Dlatego dla chrześcijan śmierć jest furtką do nowego, bogatszego i prawdziwszego życia. Chrześcijanin nie ma się czego bać w śmierci jako finalnym wydarzeniu egzystencji.
Chrześcijanina śmierć tak rozumiana raczej frapuje niż przeraża. Polacy nie mają opinii narodu teologicznego,tymczasem nasza masowa listopadowa obecność na cmentarzach może świadczyć,że jest jakoś inaczej, że zmysł metafizyczny jest w nas żywszy niż w społeczeństwach Europy zachodniej, podobnie jak zmysł wspólnotowy.
Wielki współczesny teolog jezuita Teilhard de Chardin rozwijał teorię, że ewolucja ma cel, a jest nim spotkanie ludzkości z Chrystusem kosmicznym. Na takie idee Kościół nauczający okazał się jeszcze nie gotowy i Teilhard popadł w tarapaty. Czy Teilhard miał rację czy nie, ja nie wiem, ale jego idee bardzo mi się kiedyś podobały.
Podobał mi się także – do tego stopnia, że przełożyłem na polski tom jego esejów ,,Poza tragizmem” – współczesny amerykański teolog protestancki Reinhold Niebuhr. I jego słowa krążą gdzieś nad cmentarzami w te święta umarłych: ,,Nic co warte wysiłku, nie wypełnia się w jednym życiu, dlatego musimy być zbawieni przez nadzieję. Nic prawdziwego ani pięknego nie ma pełnego sensu w dowolnym kontekście historii, dlatego musimy być zbawieni przez wiarę. Nic, co robimy, bez względu na to, jak cnotliwe, nie może być wykonane samodzielnie. Dlategomusimy być zbawieni przez miłość. Żaden czyn cnotliwy z naszego punktu widzenia nie jest równie cnotliwy w oczach naszego przyjaciela lub wroga. Dlatego musimy być zbawieni przez krańcową formę miłości, jaką jest przebaczenie”. Jak wspaniale te słowa Niebuhra pasują do tego misterium świateł 1 listopada na polskich cmentarzach.
Komentarze
Pierwszolistopadowe światełka na cmentarzach są ostatnim bastionem tradycji i katalizatorem refleksji nad życiem i śmiercią. Za bramą cmentarza już czai się wesołkowaty Santa Claus, który rozproszy powagę listopadowego mroku feerią odpustowych światełek elektrycznych.
Zatrzymajmy jak najdłużej w sercach tę chwilę głębokiej zadumy nad grobami bliskich.
Pisze Pan, panie Redaktorze: „Polacy nie mają opinii narodu teologicznego,tymczasem nasza masowa listopadowa obecność na cmentarzach może świadczyć,że jest jakoś inaczej, że zmysł metafizyczny jest w nas żywszy niż w społeczeństwach Europy zachodniej, podobnie jak zmysł wspólnotowy”.
Otóż nie w pełni bym sie z Panem zgodził. My nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele pozostało z nas z czasów pierwotnych, pogańskich. Nie wiązałbym jednoznacznie obrzędów Zaduszkowych z religią chrześcijańską, więcej, moim zdaniem one nie mają ze sobą nic wspólnego. Na przykład palenie zniczy to nic innego jak pierwotna forma oświetlania drogi do domu zmarłym, aby tę noc mogli spędzić z bliskimi. Do dzisiaj na wschodnich terenach kultywuje się zwyczaj przynoszenia jadła dla zmarłych.
Jest to jeden z licznych przykładów zawłaszczenia zwyczajów pogańskich przez średniowieczny kościół.
Nie moge sie powstrzymac by nie wkleic ,jak laurke
dla Gospodarza, fragmentu Arcyserwisu:
Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.
Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,
Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,
Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą:
Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: VETO
Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą
Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;
Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.
Lecz tam, na korytarzu, Państwo uważacie
Tego starego księdza, co idzie w ornacie –
To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,
A chłopiec w komży dzwoni i na ustąp prosi;
Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,
A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;
Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.
Dobranoc.
Piękne słowa panie Adamie. Pisze pan: „nic tak nie zachęca do sensownego życia jak szczera refleksja nad przemijaniem”. Przed chwilą przeczytałem w Tygodniku Żużlowym felieton Bartłomieja Czekańskiego: „Niestety, ojciec na moich oczach gasł. Wtedy pomyślałem: – Przejmujemy się jakimś żużlem, jakimiś duperelami, gonimy za pieniędzmi, bierzemy udział w wyścigu szczurów… i po co? Nagle dopada cię choroba i już wtedy nic się nie liczy. Od tamtego czasu postanowiłem, że trzeba żyć godnie, ładnie, szybko z luzem, uśmiechem i zwracać uwagę na uroki przyrody, na rodzinę … Tyle że od lat takie życie mi nie wychodzi. Brutalna rzeczywistość gnie na kark i zmusza do przyziemności”.
Rok temu wyjechałem do Wielkiej Brytanii, dzisiaj jestem w Polsce, jutro na grobach bliskich, w piątek wracam do Edynburga.
Mam 25 lat i wiele dylematów przed sobą, ukończyłem historię ale nie próbowałem sił w polskiej szkole. Może stchórzyłem?
Przez 10 miesięcy pracowałem ciężko, teraz rozpocząłem studia w Szkocji.
W minioną sobotę uczestniczyłem w uroczystościach ślubnych w małej dolnośląskiej miejscowości i do tego stopnia wzruszyłem się tą piękną tradycją, że nie chce mi się za bardzo wracać do sztucznej Polski na wyspie. Przejdzie mi, wystarczy włączyć radio bądź telewizję: paranoje vide Włoszczowa bądź Mroziewicz.
Chciałbym tylko żyć godnie i z sensem, pomyślę o tym jutro.
Serdecznie pozdrawiam autora, pańskie teksty i wypowiedzi były i są w dużej większości opiniotwórcze.
Objawienie wedlug Sw. Adama (Szostkiewicza) nie ma wiele wspolnego z nauka Kosciola. Kosciol rzymsko -katolicki jest powszechny i ponad narodowy co nie oznacza, ze patriotyzm (czy nacjonalizm jak woli Szanowny Redaktor) jest sprzeczny z duchem Kosciola. Nie jest tez tak, ze kazdy jest zbawiony niejako automatycznie. Konieczny jest tu akt woli w przyjeciu podstawowych prawd wiary. Ci, ktorzy nie uznaja Chrystusa za Boga uczestnika Swietej Trojcy nie moga byc zbawieni i cieszyc sie zyciem wiecznym (Marek 16.16, Jan 3.36). Stad waga prowadzenia pracy misyjnej i nawracania pogan. Smierc nie jest tez zdarzeniem pogodnym gdyz nastepuje po niej tzw. sad szczegolowy, ktory decyduje o dalszym przeznaczeniu duszy. Negatywna ocena uczynkow owocuje wiekuista kara piekla.
Zyjac w kraju, gdzie jedyna okolicznosciowa „tradycja” jest Halloween i rozdawanie na przy tej okazji cukierkow przebranym za monstra dzieciakom, wspomnienie rozswietlonych wieczorem cmentarzy to jedno z najpiekniejszych moich wpomnien z Polski. Coz, co kraj to obyczaj. Oswietlone od dolu migotliwym swiatlem korony cmentarnych drzew… Zapach stopionego wosku… Opowiadam o tym „tubylcom”, ale kto tego nie zobaczyl na wlasne oczy, ten nie bedzie wiedzial do konca o czym mowie.
Pisze Pan :”…komunizm czy nazizm dążyły do wyparcia religii z życia społecznego, przejmując niektóre jej atrybuty i rytuały (Hitler czy Stalin jako rodzaj mesjasza itd.)…”
Rozwijajac ten watek, szczegolnie faszyzm w wydaniu niemieckim byl naladowany symbolika mistyczna. Na przyklad obrebie SS obowiazywaly scisle ryty zwiazane z przyjmowaniem nowych czlonkow, malzenstwem, chrztem. Mysle, ze komunizm byl pod tym wzgledem bardziej wstrzemiezliwy, choc rowniez nie stronil on od tworzenia „nowych swieckich tradycji”.
Natomiast trudno jest z Panem zgodzic sie czytajac :
„Dlatego dla chrześcijan śmierć jest furtką do nowego, bogatszego i prawdziwszego życia. Chrześcijanin nie ma się czego bać w śmierci jako finalnym wydarzeniu egzystencji.”
A gdzie zatem jest sad ostateczny i, w zaleznosci od werdyktu, albo niebo i radosc wieczna, albo pieklo i wieczne potepienie w mekach ? Zreszta nie tylko chrzesjanstwo mowi o tego typu ciagu dalszym naszej egzystencji duchowej, prawda ? Dogmatyzm prawie wszystkich znanych mi religii w kwestii zycia i smierci sprawia, ze strach przed smiercia, a przede wszystkicm przed tym, co nas czeka po smierci jesli nie zasluzymy na wieczna nagrode jest jedna z glownych sil motywacyjnych postepowania. Nie sadze, zeby oczekiwanie na smierc w niepewnosci tego, co nas czeka po „tamtej stronie” byla czynnikiem lagodzacym to oczekiwanie, no chyba ze ma sie niezachwiane przeswiadczenie o spelnieniu warunkow otwierajacych furtke do „do nowego, bogatszego i prawdziwszego życia”. Nie dyskutuje, czy to dobrze czy zle, ze tak jest. Chodzi mi o sam fakt, ktory chyba w pewnym sensie przeczy temu, co Pan pisze w cytowanym fragmencie.
A i tak kazdy z nas racjonalizuje sobie smierc na swoj sposob, czy to niezaleznie, czy tez w ramach wielkich systemow religijnych, do ktorych nalezy. Nie zaleznie od wybranej drogi, punkt docelowy i tak jest jeden…
Dziekuje za refleksyjny tekst i pozdrawiam,
Jacobsky
Hm, po cóż jest zatem obrzęd spowiedzi przedśmiertnej, rozgrzeszenia i namaszczenia chorych? Kościół chce, żeby śmierć była postrzegana jako przejście, i to przejście do lepszego świata. Negatywna ocena uczynków? To odpuszczenie grzechów po spowiedzi jest kiełbasą wyborczą? 🙂
A niech to! Nabrali mnie!
Bardzo dziekuje za ten tekst. Ja siedze we Wloszech, wiec nie pojde na jutro na cmentarz z rodzicami, nie zapale zniczy na grobie moich dziadkow, nie pomysle o ich zyciu w szalonym XX wieku… Brakuje mi tego. Tu niestety Halloween, dynie i mcdonaldyzacja. Niby nic zlego w tym, ze sie dziaciaki przebieraja i imprezuja, ale jakies to plytkie i puste sie wydaje…
Refleksja nad przemijaniem dla czesci tak,dla drugiej czesci liczy sie chec pokazania przed innymi i to przybiera rozna forme.
Pewnie jest to zbiorowe misterium gdzie wypalajace swieczki sa symbolem minionego czasu.Polacy lubia powracac do przeszlosci to jest zapisane w naszej „narodowej duszy”.
Pamietajmy o zywych , ktorych nikt nie pamieta.
– żywotnośc polskiego katolicyzmu
– kult przodków
– więż wspólnotowa….
to część prawdy
w ” zwykłe dni ” tylko nieliczni przychodzą na groby porozmawiać ze swoimi zmarłymi , postawić lampkę …
1 listopada to obowiązek pokazać się na grobach , odegrać smutek , zamanifestować pamięć o drogich nieobecnych …
tylko żal tych przez cały rok opuszczonych i zaniedbanych grobów…….
Gabi_43,
„1 listopada to obowiązek pokazać się na grobach”..
To dobrze, ze tak jest. Dla mnie Dzien Zmarlych to najbardziej rodzinne ze swiat. Wlasnie obowiazek pokazania sie przy gorbach sprawia, ze w ten sposob spotykamy sie z bliskim lub powinowatym, ktorego nie widzielismy od lat, lub ktorych widzimy raz do roku, wlasnie w ten dzien. Powaga cmentarza wymaga ponadto, zeby wszelkie spory rodzinne ucichly na ten przynajmniej moment, kiedy spotykamy sie przy grobie w obecnosci skloconych czlonkow rodziny. Kto wie, moze wlasnie od tego zaczyna sie proces pojednania miedzy zywymi ? Wlasnie przez opanowanie wzajemnej wrogosci w obecnosci zmarlych ?
Zaniedbane groby…
Przez dlugi czas nie mialem w Warszawie „swoich” grobow, bo te albo zostaly za wschodnia granica, albo jeszcze nie wypelnily przez zmarlych. Chodzilem wtedy z dziadkami na najblizszy mi odlegloscia cmentarz: cmentarz zolnierzy radzieckich przy Al. Zwirki i Wigury. Dla mnie jako malego chlopca to oczywiwscie bylo bardzo ekscytujace palic znicze wieczorem. Dziadkow nie pytalem o powody, ale nie sadze, zeby wykraczaly one poza zwykle przykazanie kulturowe wynikajace z tego dnia. Ciekawe, ze nie bylismy sami…
Chodzilem tez na Powazki, bo tam lezeli slawni ludzie. Rowniez magiczne miejsce, lekcja historii itp.
Potem zaczalem chodzic do dziadka, babci, ostatnio do ojca. Moja rodzina zaczela „wrastac” w Warszawe….
Pozdrawiam,
Jacobsky
Podobnie jak Kitce jak Jacobskiemu boleje nad pustota Halloween zdajac sobie jednak sprawe, ze to jest tylko kolejny dowod ubozenia duchowego swiata doroslych, nie potrafiacych zaoferowac dzieciom tego, czego przeciez potrzebuja – poczucia wspolnoty w swietowaniu, byciu razem, rozmowy w ogole, w tym rozmowy na temat smierci, zjawisk nadprzyrodzonych, wojny, slowem tego, od czego chcielibysmy dzieci ochronic. Pamietam doskonale cmentarz zolnierzy radzieckich – mieszkalam takze tuz obok. W mojej dzielnicy roilo sie od tablic pamiatkowych rozstrzelanych w czasie II wojny. Wizyty na cmentarzach i obserwacje nagrobkow pod wzgledem ich rozmiarow, wystroju a takze inskrypcji sklanialy mnie do roznych refleksji – takze takich, ze nawet tam sporo jest cynizmu, egoizmu i wiary w ziemskie hierarchie po smierci.
Panie Adamie, bardzo piekny wpis. Pozdrowienia.
Jacobsky
„Moja rodzina zaczęła wrastać w Warszawie”
Dobrze,że tak wrastamy.W Wilnie zostały tylko groby.Pamięć przyjechała razem z nami,tu, na Mazowsze,Pomorze,Nadodrze.
Nie jestem w stanie objechać wszystkich miejsc,ale tu, na Mazowszu , palę lampki za tamtych,tam pozostałych.
Ja już tu „wrosnę”jak to pięknie powiedziałeś,ale Syn ,dalej będzie palił świeczki za pamięć TAM pochowanych…
Ech,życie..
pozdrowienia ,motylek wileński
Panie Adamie
A ja uważam,że cytowane przez Pana słowa Reinholda Niebuhra o zbawieniu przez nadzieję,wiarę,miłość i jej krańcową formę,którą jest przebaczenie pasują do listopadowych polskich cmentarzy w 2006 roku jak pięść do nosa.Pana uznanie dla magicznego,emocjonalnego ludowego wymiaru religii w odniesieniu do sytuacji polskiej wydaje mi się niezrozumiałe.Wymiar transowy mają różańce odmawiane przez stare kobiety w Radiu Maryja.Chciałbym zwrócić uwagę,że w przerwach między różańcami zaszczuwa się ludzi-w tym ostatnio Pana redakcyjnego kolegę.Taki wymiar ma magia religii w naszej rzeczywistości.Tak się w sposób zbiorowy dba o zbawienie.Jest czwartek rano,znicze już zgasły-czas wrócić do realiów życia.
Miesiąc temu skorzystałem z zaproszenia kolegi na wycieczkę do Warszawy organizowaną dla mieszkańców niewielkiej miejsko-wiejskiej gminy. W skład wyprawy weszły członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, kilku rolników i paru emerytów o niejasnej zawodowej przeszłości. Program obejmował Aleję Zasłużonych powązkowskiej nekropolii i byłem ciekaw wrażenia, jakie na towarzystwie uczyni historia zapisana w kamieniu i epitafiach. Podsłuchane komentarze tak mniej wiecej brzmiały: „E, jakieś nieznane ludzie tu leżo”, „Przecie tu tak samo jak na naszym cmyntorzu”, „Idźta szybci, bo sie ścimnio”.
Zgroza – pomyślałem.
Moi Drodzy. Święto piękne, rodzinne, nostalgiczne. To wszystko prawda. Prawdą najpiękniejszą tego dnia, jest pamięć osobosta, rodzinną , narodowa i ludzka. Ja także w dzieciństwie zapalałam z Rodzicami lampki na grobach żołniewrzy radzieckich, niemieckich, alianckich i polskich. Moje dzieci też tak robiły przez lata. Czy tego też uczyli rodzice młodzieńców niszczących cmentarze? Wątpię. W kilku sprawach nie zgadzam się z p.Adamem. Po pierwsze nasza, polska obrzędowość jest mało chrześcijańska, katolicka. Jest to obrzędowość głęboko pogańska w katolickim makijażu. Może dlatego tak jednocząca wspólnotowo? Mamy dwieście lat różnicy między chrystianizacją Zachodniej, a środkowej Europy. To opóźnienie jest nadal czytelne Po drugie ludowy katolicyzm polski jest daleki od mistycyzmu, jest do głębi magiczny, pierwotny, powiedziałabym „odruchowy”. Jest kolorowy i widowiskowy, emocjonalny i bezmyślny. Nie lekceważę go,ale nie lubię. Po trzecie wreszcie cecha, która (moim zdaniem) rzuca cień na chrześcijaństwo w ogóle – wbrew słowom Nauczyciela i wbrew intencjom (chyba?) Pisma, to właśnie chrześcijaństwo przyniosło z sobą lęk przed śmiercią. Ani wyznawcy wierzeń antyku, ani religii azjatyckich, ani animiści tego lęku nie znali. Owszem, Śmierć nie była oczekiwana z radością, ale była czymś oswojonym, normalnym, ludzkim. Kościoły chrześcijańskie włożyły ogrom pracy w to, aby zamiast – albo obok – nadziei, wprowadzić element irracjonalnego strachu przed oceną, karą, potępieniem. Zamiast obrzędu przejścia, mamy magiczne osłony przed sądem , arbitralnym i nieodgadnionym, ludzki strach ma swoją cenę i swój wymiar obrzędowy, swoje ryty i zaklęcia kapłańskie. Nie zmienia to faktu, żeśmierć straciła swój naturalny, odwieczny charakter. Latwiej.
Jaruto, dwadziescia lat temu Klub Pogodnej Jesieni w Warszawie zaproponowal swoim czlonkom „wycieczke po cmentarzach Warszawy”. Przyznam, ze u mnie, wowczas nastolatki, spowodowalo to atak smiechu. Pozdrowienia.
A na mnie kiedyś zrobił wrażenie Miłosz pisząc (ze wstępu do wierszy Denise Levertov):
„Nie jest też całkowicie pewne, że wskutek przyjęcia chrztu w dziesiątym wieku naród ten stał się chrześcijański. Być może wytworzył własną formę religii, nieco zbliżoną do chrześcijaństwa, ale bardziej podobną do animizmu, którego sednem jest, jak wiadomo, kult przodków i łączność z ich duchami.”
Oczywiście, jeśli tę wspólnotę kultywuje się 1 listopada na cmenatarzach, to trudno mieć coś przeciwko (i Miłoszowi nie o to chodzi), ale jednak zerkam sobie na ten fragment by ostudzić potencjalny enutzjazm dla siły katolicyzmu i równie potencjalnej „teologicznej” głębi Polaków.