Jaki eksodus?
Po „reisefibrze narodowym” nadeszła bogata i przeciekawa e-korespondencja. Dziękuję za te uwagi (i niektórym i za życzenia) – zwłaszcza djurbanowi, michalowi z uppsali, plopli, sceptykowi. Reisefiber powstał nie tylko pod wpływem doniesień mediów, ale i pod wrażeniem pewnej rozmowy, jaką miałem w Krakowie z ludźmi z kręgu „Krytyki Politycznej”. Uderzyło mnie, że nowa lewica tak się martwi tym upuszczaniem krwi, jakim wydaje się masowa migracja z Polski. Lewica bywała raczej internacjonalna, a tu proszę – nowa lewica i nowy patriotyzm.
Warto te niepokoje potraktować serio. Dopóki nie ma europejskiego państwa federalnego – a w przewidywalnej przyszłości go nie będzie – dopóty wielkie migracje powinny interesować rządy narodowe. Mam wrażenie, że patrzymy na sprawę przez pryzmat wielkich miast. Tu jeszcze skutków nie widać, choć luki kadrowe – na przykład w służbie zdrowia – są już widoczne. Ale nasłuchałem się opowieści o mniejszych i małych miastach, gdzie eksodus grozi zachwianiem jakiejś równowagi pokoleń i funkcjonowania społeczności. Może przesada, chętnie przeczytam, co Państwo o tym wiedzą? Naturalnie, nie proponuję żadnych odgórnych restrykcji. Niech kto chce i może jedzie szukać szczęścia, przygody, lepszych zarobków itd. Ale rzeczą suwerennego państwa jest wypracowanie jakiejś spójnej polityki w odpowiedzi na ten eksodus. Nie jest tak, że historia się powtarza. Emigracje z lat przed I czy II wojną światową nie mają wiele wspólnego z falą obecną. Fala emigracji solidarnościowej z lat 80′ zapewne polskiej transformacji nie wzmocniła; szkoda, że tylu zdolnych, wykształconych i pracowitych ludzi wtedy nie mogło się od razu włączyć do przebudowy systemu. Wielka różnica polega i na tym, że teraz ktoś musi – i to w miarę szybko – zastąpić w Polsce tych, co wyjeżdżają i nie wiadomo kiedy i z czym wrócą. Nie żyjemy w próżni. Czy jesteśmy gotowi zaakceptować Warszawę wyglądającą jak Londyn, ale w tym sensie, że bogactwa nie przybędzie tak szybko, jak będzie przybywało migrantów ze Wschodu, bliskiego i dalszego, i z Południa? Słowem, nie wystarczy zgadzać się, że eksodus nie jest żadną narodową katastrofą, trzeba jeszcze zobaczyć jego społeczne i polityczne skutki w perspektywie dłuższej niż pół roku i dopiero wtedy odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego eksodusu Polska potrzebuje.
Komentarze
Jak na razie spójna polityka państwa raczej zachęca do wyjazdów i zniechęca do powrotów (prawo podatkowe). Co więcej, konserwatywno-socjalistyczno-nacjonalistyczna polityka zachęca do wyjazdów osoby wykształcone, młode i mieszkańców miast, czyli — takie mam dziwne wrażenie — dokładnie tych, których najbardziej i wszelkimi siłami należałoby zachęcić do pozostania. Co do prób rozwiązania problemu, w „Naszym Dzienniku” pisano onegdaj, że LPR ma projekt ustawy zakazującej studentom wyjazdu za granicę przez kilka lat po zakończeniu studiów…
Panie Adamie
Pracuję w mieście ale mieszkam na wsi(niedaleko granicy z Niemcami)i zauważam jak masowy jest odpływ młodzieży.Z grupy młodzieży przyjaźniącej się z moimi dziećmi nie pozostał w kraju właściwie nikt.Zresztą moje dzieciaki za rok kończą studia i siedzą już na walizkach. Instytucja w której pracuję zatrudnia młodzież ale co zdolniejsi,czekają tylko na swoj moment i pryskają gdzie pieprz rośnie.Jasne jest,że z kraj traci to co ma najcenniejszego ale chyba nie może być inaczej.Myślę,że chyba najważniejsze dla Unii było połknięcie tego zdolnego i przedsiębiorczego wyżu demograficznego-jedynego wyżu w krajach europejskich.Jest też pewnym uproszczeniem twierdzenie,że odpływ mlodzieży ma tylko podłoże ekonomiczne-czynniki polityczne i kulturowe mają też znaczenie.Mówiąc wprost sytuacja w kraju od wielu miesięcy nie skłania do wiązania z nim nadzieji życiowych.Jeśli zaś chodzi o przyszłośc kraju wyludnionego z tych najzdolniejszych,to sądzę że będzie podupadał.Ale to kwestia ponoszenia odpowiedzialności przez moje pokolenie i starsze za wybory polityczne.Skoro(statystycznie biorąc)obecne polskie władze wybrali starsi,niewykształceni ludzie z najbardziej zacofanych regionów kraju to muszą ponosić skutki swych wyborów.Nie myślę zresztą by specjalnie cierpieli,bo mają niewielkie wymagania.Zresztą do kraju emigranci słać będą pieniądze pozwalające utrzymać ten skansen.Więc Polskę przyszłości widzę trochę jak Jugosławię Tity utrzymywaną przez emigrantów.Ja wspieram swoje dzieci w planach emigracyjnych-dlatego sporo inwestowałem w ich naukę.Nie widzę najmniejszego powodu by doświadczały różnego typu upokorzeń i ograniczeń,których zaznałem.Zresztą sam, w przypadku gdy się tu coś załamie,wyjadę.Pamiętam komunizm i to klaustrofobiczne poczucie osaczenia i zamknięcia,które się z nim wiązało.Nie chcę w takim klimacie spędzić ostatnich lat życia.A to co się tu teraz odbywa cuchnie mi właśnie tamtym syfem.Pozdrawiam
Nawet jeśli UE nie jest jeszcze państwem federalnym, to i tak jedną z jej naczelnych zasad jest swoboda przepływu ludności – to tyle w kwestii jakiś pomysłów „przymknięcia” granic.
Rozwiązaniem jest chyba tylko duży wzrost gospodarczy. Bo moim zdaniem – i trzymam się go – zdecydowana większość emigrantów nie jedzie szukając przygody, tylko pracy. Przecież jeśli np. wykwalifikowany stoczniowiec zarabia za granicą 15x tyle co w Polsce (nie mówiąc o tym, że zakład pracy w każdej chwili może upaść), to jak go powstrzymać przed wyjazdem?
Dobrym przykładem takiego masowego eksodusu są Niemcy. Teren byłej NRD otrzymał olbrzymie wsparcie z budżetu federalnego, ale nic to nie zmieniło – ludzie i tak emigrowali (właściwie to przenosili, skoro to jedno państwo) do zachodnich landów.
U nas nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji (wielu powstrzyma choćby bariera językowa), ale i tak może być nieciekawie.
Co do rozwiązań:
W dłuższym okresie trzeba radykalnie wzmocnić edukację i zapewnić dwie- trzy dekady silnego wzrostu gospodarczego (np. Łotwa rozwija się w tempie 12% rocznie, 5,5% – jakimi u nas chwali się rząd – dla nich to mocne spowolnienie). Wtedy i standard życia, i zarobki będą się przynajmniej wyraźnie zbliżać do tych zachodnioeuropejskich, więc i powodów do wyjazdu będzie mniej.
Pieniądze na to można znaleźć, tylko niestety słowo „liberalizm” jest dziś tabu.
Wystarczyłoby, żeby rolnicy zaczęli jak wszyscy obywatele płacić PIT i składki na ubezpieczenie społeczne; do tego koniec z dotowaniem kopalń i może (obok przyzwoitych wydatków na naukę) nawet podwyżki w służbie zdrowia nie będą niemożliwe.
Pracowałem na początku lat 90 tych w ubezpieczeniach. Proponowałem polisę na dożycie i życie. Wiecie państwo jakich argumentów w tedy używałem ? Otóż jeżeli nie wykupicie państwo dzisia polisy emerytalnej to skąd będziecie mieli pieniądze na emeryturę, skoro młodych ludzi do pracy jest coraz mniej? Patrzyli na mnie jak na dziwnego człowieka. Niestety miałem rację, ale żeby to poszło tak szybko i w takiej skali to przeszło najśmielsze oczekiwania. Mało tego moja córka też wyjechała i coraz słabszym głosem mówi, że wróci.
Pogrążony w żalu i smutku pozdrawiam serdecznie.
Już dawno temu stwierdziłem że idea państwa narodowego to przeszłość. Narodziła się w XIX w. miała burzliwą historię i odeszła do lamusa. Sądziłem, że trzeba szukać nowych rozwiązań. Czy coś z tego wyniknęło to inna sprawa. Faktem jednak okazało się nagle, że być może przestanie istnieć państwo narodowe to funkcjonujące tu i teraz.
Naród musi posiadać własne terytorium, no tak mniej więcej;)), własną historię oraz język. Brak wiz, a za niedługo brak granic i ograniczeń w przepływie ludności, podobne zasady zatrudnienia etc. etc. sprawią, że naszym domem będzie cała Europa. To jednak mało istotne. Spór toczy się o historię i język, ogólnie kulturę. Kraje wielokulturowe chcą asymilować społeczności imigrancke, właśnie przez konieczność nauki historii i języka danego kraju. Myślę że to mrzonka. Historia jest przede wszystkim moją historią, historią mojej rodziny, „współplemieńców”, którzy przeszli tą samą drogę, np. exodus z afryki czy bliskiego wschodu. Poza tym przybyli z krajów o jakiejś historii, kulturze itd. To samo z językiej, język ojczysty to język rodziców, najbliższych. Oczywiście zdobywanie wykształcenia, nauka języków jest czymś bardzo dobrym, ale… No właśnie to uczenie się czyjejś historii i czyjegoś języka. Można znać doskonale tą historię, być jej badaczem, posługiwać się biegle i na codzień obcym językiem, ale to będzie zawsze czyjaś historia, nie moja, drugi język, nie pierwszy.
Zapewne można wskazać przypadki udanej asymilacji, ale na tak ogromną skalę jaką przybiera zjawisko migracji, nie da się tego zrobić.
Myślę, że będziemy zmierzać w kierunku narodów politycznych, wieloetnicznych i wielokulturowych i takich państw oraz ku kształtowaniu się jakiegoś europejskiego mitu scalającego kontynent.
Panie i Panowie.
Poczekajcie na rzetelne dane statystyczne.
Jeszcze chwila a „eksodus” przesloni panike pt „pedofilia”.
michal
Hmm… Mieszkam w Holandii od 3 lat, wczesniej mieszkalem i pracowalem w Niemczech. Skonczylem „dobre” studia i nawet mialem stosunkowo dobra prace w Polsce, pracowalem tez na uniwersytecie i wszystko wygladalo bardzo dobrze do chwili …. nawet praca na 2 czy 3 etaty byla do zniesienia, ale kiedy zaczeto „ustawiac” moje prywatne zycie – powiedzalem sobie dosc.
Mimo, iz powiedzialem sobie (na dlugo zanim stalo sie to faktem), ze jesli Lepper dojdzie to wladzy to bedzie czas na „ewakuacje” (choc wtedy w to nie wierzylem). Kiedy wyjezdzalem kilka lat temu, w Polsce nie bylo jeszcze tak „zle” i moj wyjazd byl raczej „proba”. Ale musze przyznac, iz nigdy w zyciu nie przypuszlabym, ze obraz polskiej sceny politycznej bedzie wygladal tak jak dzis.
Ale do rzeczy … czy warto bylo wyjechac ? TAK. Podobnie sadza moi znajomi, ktorzy wyjechali (nota bene z moich przyjaciol w Polsce nie zostal juz prawie nikt).
Zarowno dla mnie jak i dla moich znajomych emigracja nie byla podyktowana checia zarabiania wiecej, mysle nawet ze w Polsce w niektorych dziedzinach mozna tez dobrze zarabiac. Ale… w Polsce nie mozna normalnie zyc. Ludzi uczciwych sie nie szanuje: – aby zyc trzeba pracowac na 2/3 etaty – urzad skarbowy nasle komornika za pomylke wysokosci 3 groszy – zus zabierze wszystko co zostalo na swoje marmury … – slyszy sie, ze sie jest wrogiem Polski, bo tamto bo siamto… , itd…
Mlodzi ludzie wyjezdzaja bo chca godnie i normalnie zyc. Mysle, ze pan Giertych i bracia Kaczynscy nie rozumieja tego, ze dzisiejsze pokolenie 20-30 latkow NIE CHCE UMIERAC JUZ ZA POLSKE (w kazdym razie nie za taka Polske). Nas nie interesuje, kto donosil a kto nie, kto jest bardziej swiety od Papieza itd. Nas interesuje przyszlosc a nie przeszlosc, ktora ci wszyscy politycy zyja. Dopoki politycy tego nie zrozumieja dopoty ludzie beda wyjzdzac. A kontynuacja obecnej polityki naszych politykow zniecheca tylko do powrotow. I tak jak ja jeszcze kiedys planowalem powrot, tak teraz w przewidywalnym horyzoncie czasowym nie planuje tego. Tak wiec powodzenia dla naszych politykow, bo oni nawet nie rozumieja glownej genezy obecnej emigracji… to nie tylko pieniadze … to chec NORMALNEGO zycia, bez „jedynych slusznych wartosci”, bez wyzysku i „dawania w pape”.
A co do skali emigracji… to tak mysle, ze jest duza, bo np. w Holandii, gdzie oficjalnie jeszcze obowiazuja pozwolenia na prace, juz na kazdym rogu slychac jezyk polski. Kiedy wychodze z psem do parku – ludzie na rolkach i rowerach to glownie mlodzi polacy… normalni polacy, ktorzy nie szukaja „wrogow polski”, ludzi ktorzy chca normalnie i godnie przezyc swoje zycie …
I na koniec … najbardziej smutne jest dla mnie, kiedy nawet moj ojciec do mnie mowi … „dobrze synu, ze wyjachales, bo tu w Polsce nic dobrego nie bedzie”, wtedy chce mi sie plakac … Ale coz historycznie patrzac, polacy zawsze kiedy mieli kraj w swoich rekach doprowadzali Polske do upadku…
Mysle, ze i tym razem sie tak skonczy …
Wyrazy szacunku…
piotr
„Uderzyło mnie”, że dwa ostanie zdania pierwszego akapitu są wyraźnie poniżej średniej poźiomu Mistrza.
Dobre pytanie, panie Adamie pan zadaje, tylko może trzeba je zadać też w inną stronę: zakładając czarne scenariusze (w które specjalnie nie wierzę), to w Polsce zrobi się pustawo. Jak się zrobi pustawo, to trzeba będzie skądś lud roboczy importować. Tak jak zrobili to Niemcy w latach ’60 importując Turków i innych Gastarbeiterów.
Czyli pytanie brzmi też: czy Polacy są gotowi na wpółmieszkanie z ‚napływowymi’?
Coś mi mówi, że niekoniecznie – bo po wojnie Polska zrobiła się mocno mono-chromatyczna, i nawet jeżeli nie taki nasz diabeł straszny, jak go Parlament Europejski odmalował, to do bycia narodem tolerancyjnym sporo nam brakuje, żeby nie powiedzieć, że od jesieni ubiegłego roku brakuje nam coraz więcej…
Być może ten napływ imigrantów będzie procesem, który będzie miał miejsce niezależnie od naszego exodusu, choć exodus będzie działał katalizująco/zasysająco. I być może właśnie ci, co teraz wyjechali w wielokulturowy i wielkoświatowy świat, kiedy wrócą, będą na wagę złota.
Czyli, niech wyjeżdżają, tylko potem trzeba ściągnąć ich z powrotem. Bo gdzie się lepiej nauczą tolerancji, jak nie na Shoreditch w Londynie?
Panie Redaktorze!
A propos „eksodus”
kiedy cos z Jerozolimy?
M
To ciekawe, ze biorac pod uwage wielkosc obecnej emigracji nikt z mojej rodziny, ani bliskich znajomych, w tej grupie sie nie znalazl. Procentowo ktos taki powinien sie znalezc, podobnie jak to bylo w przypadku emigracji po II WS. Trzech wujkow zostalo zagranica, kazdy w innym kraju.
Nawet wsrod przyjaciol mojej corki tez nie ma nikogo, kto wyjechalby teraz „za chlebem”. Dwojka lekarzy anestezjologow co prawda pracuje w Niemczech, ale na weekendy(o ile nie maja wlasnie dyzuru) przyjezdzaja i mieszkan w Polsce nie likwiduja.
Z artykulu w ostatniej „Polityce” wynika, ze wiekszosc, i to spora, osob wyjezdzajacych ma niezbyt wysokie wyksztalcenie. Z opisywanych osob chyba tylko jedna jest po studiach.
W Polsce wyksztalcony mlody czlowiek, ktorego wyksztalcenie odpowiada na zapotrzebownie w gospodarce, ma sie calkiem dobrze. Mam na mysli sektor finansowy i informatykow. Mlodzi ludzie zarabiaja spore pieniadze, zakladaja firmy lub zajmuja satysfakcjonujace ich stanowiska. I jesli sie przenosza, to z prowincji(ladna mi prowincja – Poznan, Wroclaw, Szczecin, nawet Krakow) do Warszawy.
Tym, ktorzy emigruja w poszukiwaniu pracy, rzadko spelniaja sie marzenia, niektorzy wrecz sie marnuja, bo bez pracy, pozbawieni rodziny i srodowiska, ktore „trzymalo ich w pionie” dryfuja w nieciekawe rejony, a niektorzy ida na dno, w doslownym tego slowa znaczeniu.
Oczywiscie zdarzalo mi sie slyszec o fantastycznych „karierach” robionych zagranica w ostanich kilku latach, ale jakos nigdy z pierwszej reki(ust).
Zadziwiajace jest to pisanie o obecnej migracji w smutno-katastroficznych tonach
bez zadnej analizy zjawiska.
Jest to chyba jeszcze jeden powazny argument na to ze migracja jest bardzo potrzebna zeby ludzie nauczyli sie myslec
racjonalnie jak przystoi w ekonomii rynkowej.
Wystarczy przeanalizowac przyklady innych krajow ÚE i od razu zrozumie sie ze obecne tony sa pozbawione sensu.
Wiadomo ze na etapie migracji wyjechalo z
nich 5-10% ludzi co pozwolilo na poprawe stosunkow na rynku pracy i zdynamizowanie ekonomii. Okres migracji
trwal do 20 lat i po ustabilizowaniu co roku wyjezdzala nadwyzka sily roboczej.
Z perspektywy czasu nie widac zadnych negatywnych skutkow tej migracji.
Sadzac z przykladu Irlandii byc moze nalezaloby sie zastanowic i nad tym czy czasem nie jest tak ze wieksza migracja
sprzyja rozwojowi i podnosi jego dynamike?
Rzeczywiście dziura pokoleniowa zaczyna się pojawiać, może to zabrzmi dziwnie, ale widoczna jest w dziedzinie, którą się zajmuję. Jestem sędzią karnistą. W ostatnich dwóch latach spada liczba przestępstw, tak to oceniam. Mój ogląd może być subiektywny, gdyż widzę to tylko po tzw. wpływie w repertorium. Co roku jest mniej spraw karnych. Problemem zawsze była przestępczość ludzi w młodym wieku, tak do około 25 roku życia. Jeżeli ktoś do tego czasu „nie narozrabiał”, to później zdarzały się najwyżej jakieś wypadki samochodowe, itp. przestępstwa nieumyślne, które mogą przydarzyć się każdemu. Oczywiście, to co napisałem wyżej, jest pewnym uproszczeniem, ale niezbyt przesadnym.
Zawsze dostrzegałem w swojej pracy to, że młodzi ludzie popełniają przestępstwa z nudy, głupoty, braku perspektyw. W wielu przypadkach zaczynało się od podwórkowych wybryków, które z tego powodu, że młodzieńcy nie znajdowali pracy, po jakimś czasie zamiast w sposób naturalny umierać, jako owoc głupiej młodości, niebezpiecznie przeciągały się w czasie. Dochodziło do coraz cięższych przestępstw i coraz brutalniejszych, które kończyły się dla grupy kolegów z podwórka wieloletnimi wyrokami.
Nic dziwnego, że tak się działo, skoro typowy dzień 20 – latka z robotniczej rodziny w moim mieście, w którym padły wszystkie poważne zakłady pracy, zaczynał się około południa, gdy mama – rencistka budziła skacowanego delikwenta czującego w ustach posmak wczoraj wypitej nalewki. Mama dawała śniadanie, a potem człowiek wychodził na ulicę, gdzie zawsze znalazł się jakiś kolega z piątakiem w kieszeni. Chłopcy w grupkach szli do monopolu po naleweczki, które spożywali w parkach, na klatkach schodowych i gdzie komu przyjdzie do głowy. Mijały cenne godziny ich życia i gdzieś tak po dwóch, może trzech godzinach, co od października do marca oznaczało, że było już po zmierzchu, przychodził pierwszy kac. A oni nadal nie mieli co robić, a pić się chciało. Wpadali więc na pomysł, żeby jakiegoś pijaczka śpiącego na przystanku obrobić. Za uzyskane środki, jak to się pisze w aktach oskarżenia, nabywali naleweczki, pili je jak poprzednio, doba upływała, wracali późno w nocy do domów, gdzie ich matki przymusowe rencistki, bo z czegoś żyć trzeba, czekały na możliwość dania im następnego dnia śniadania około południa. Najgorsze bywało to, że któregoś dnia chłopcy wpadali na pomysł, żeby zabrać pieniądze, nie jakiemuś śpiącemu pijaczkowi, ale żeby dokonać rozboju, włamania. Tak to się zaczynało. Kończyło się u mnie na sali, gdzie padały wyroki po 7 – 8 lat. Ktoś z zewnątrz powie, że dobrze im tak. Ja powiem, że dostawali tyle ile im się należało, ale jednocześnie żal mi ich było, bo kilka lat wcześniej pracowaliby po różnych tzw. uspołecznionych zakładach pracy, gdzie zarabialiby kiepsko, ale po przyjściu z pracy nie mieliby siły na robienie tych wszystkich głupot. Natomiast, gdyby urodzili się o parę lat później, to wyjechaliby do Anglii lub Irlandii, gdzie mogliby zarabiać i poprostu żyć.
W tym sensie powstała jakaś tam kolejna dziura pokoleniowa. Oby takich dziur jak ta powstawało jak najwięcej, bo to pozwoli uniknąć wielu nieszczęść. Ale wyobrażam sobie, co się dzieje na naszym rynku pracy, gdzie zaczyna brakować rąk do pracy, a zatrudnianie ludzi legalnie, nadal się nie opłaca, bo koszty wykańczają przedsiębiorców.
Jeszcze jedna uwaga: jak tak dalej pójdzie, to min. Ziobro będzie musiał zająć się czym innym, bo już dziś widać gołym okiem, że przestępczość spada, gdy ludzie mają co zrobić z wolnym czasem. Mówiło o tym od lat wielu mądrych ludzi. Bezwładność maszyny politycznej powoduje, że politycy zajmują się najcześciej sprawami już przebrzmiałymi. Mój wywód choć przewrotny i zapewne wielu irytujący, dotyczy nie tylko kwestii dziury pokoleniowej i przestępczości.
Od trzech wiekow Polska jest miejscem skad wyruszaly na Zachod i Wschod tysiace ludzi. Jedni z powodow politycznych, inni za chlebem.
Dzis jest w kraju okolo 37 -8 mln ludzi dla ktorych po czesci nie ma pracy z roznych z reszta powodow.
Dobrze, ze dzis mozna zmienic miejsce pobytu tylko z powodow ekonomicznych. Nie jest to nic zdroznego i wstydliwego.
Kanadyjczyk szuka pracy po calej Ameryce pn i daleko poza nia. Czasem kilka tysiecy kilometrow od rodzinnego domu. Nikogo nie dziwi Amerykanin z Kalifornii pracujacy w Montrealu i Nowofundlandczyk pracujacy w Meksyku, badz na Bahamach.
W koncu do Londynu szybciej doleciec do pracy z Warszawy, czy Katowic, niz dojechac pociagiem z Wroclawia do Bialegostoku, czy Rzeszowa.
Praca poza Polska to nic groznego dla kraju. Problem moze wystapic jesli wyjada rodziny, kupia mieszkanie lub dom i posla dzieci do szkol.
Przy naszym plytkim poczuciu przynaleznosci narodowej wyniesionym z blokowisk odplyw w inne „nacje” nastepuje szybko i zauwazalnie.
Anglykow, Kanadoly, Amerykanow i Niemcow z kilkuletnich stazem, co po dwu latach zapomnieli pisac i czytac po polsku jest mnostwo.
Jeszcze rodzima sloma z butow sterczy, ale juz „kwak” z geby sie sypie:)))
Dobrze jeszcze gdy potomstwo umie dzien dobry powiedziec…
Smutne, ale prawdziwe. Niestety.
Pozdrawiam
No to może dla odmiany z tambuylcznej, kanadyjskiej perspektywy?
Mieszkamy z żoną w Toronto od trzech lat. Słoma nam z butów nie sterczy. (to z przekąsem do poprzedniego komentarza). Moja żona pracuje jako legal assistant w biurze adwokackim a ja jestem doktorantem a poza tym pracuję na pół etatu w bibliotece katalogując książki.
Sporo romzawialiśmy o tym co potem, ale zdecydowanie wykluczamy powrót do Polski. Wręcz odwrotnie, bardzo byśmy chcieli sciągnąć do Kanady resztę rodziny. A to dlatego, że w Polsce nie ma nie tylko pracy za godne pieniądze, to jeszcze atmosfera polityczna jest nienormalna. Do tego postępująca szybko klerykalizacja sprawia, że źle się czujemy. Zakładamy, że albo zostaniemy w Kanadzie na stałe, albo przeprowadzimy się po moich studiach do Wlk. Brytanii, ewentualnie Irlandii.
Podaję nasz przykład, bo emigracja z Polski do Kanady wzrasta dramatycznie. Teraz aplikanci w Warszawie muszą czekać średnio pięć lat na zakończenie procedury i wydanie wizy emigracyjnej. Ktoś kto przeszedl ten proces raczej nie jedzie do Kanady, żeby potem wracać do Polski. Tak samo wśród Polaków, których spotykam czasem w Toronto panuje zgoda – do Polski nie ma po co wracać.
Kiedy się przywyknie do tak podstawowych ‚luksusów’ jak bezpieczeństwo, dobre drogi, tani szybki internet, niskie podatki, to potem bardzo trudno jechać do kraju gdzie wszystko jest dokładnie na odwrót. Dlatego sądzę, że większość z tych co wyjechali do UK i Irlandii nie wrócą. Z tych samych powodów. Poza tym kiedy będą mieć dzieci, będzie im trudno. Sam nie wysłałbym mojego dziecka do polskiej szkoły.
Na poparcie moich słów powołam się na dwa przykłady: Irlandczyków i Włochów, których miliony wyjechały za chlebem, jak teraz Polacy i prawie nikt nie wrócił.
Smutne, ale prawdziwe. Ci na tym forum, którzy myślą, że najzdolniejsi nie wyjadą chyba nie mają pojęcia o rynku pracy w Polsce. Moi znajomi ze studiów albo wyjechali, albo chcą to zrobić niebawem. Naprawdę dobrzy wiedzą, że na Zachodzie, w o wiele zdrowszej atmosferze, mogą się czuć potrzebni i będą zarabiać godne pieniądze.
Prawdą jest, że wyjechalo sporo ludzi. Widac to chocby na ulicach Londynu czy w Irlandii gdzie Polaków jest bardzo dużo. Zdecydowanie więcej niż jeszcze kilka lat temu. Jednak ja uwazam, że duża część tych osób wróci. Sporo na pewno zostanie za granicą ale inni wrócą, ponieważ osiedlenie się na stałe w obcym kraju wcale nie jest łatwe. Nie każdy potrafi zdecydowac się na taki krok i to z różnych względów. Dlatego uważam, że już niedługo sporo ludzi wróci i to z doświadczeniem zdobytym w pracy za granicą. Może nie będzie tak źle jak myslimy, że będzie?
Pozdrawiam
Ja bym chciał normalnego kraju. Gdzie – bagatela z jednego etatu da się utrzymać rodzinę, wyjechać na wakcję, kupić samochód i posiadać jakieś kosztowne hobby. No ale to chyba nie za tej kadencji obecnych naszych przedstawicieli. I kilku kolejnych tez nie.
Myślę, że na ten cały eksodus składa się wiele elementów, które w ogólnym rozrachunku, za 5, 10, czy 50 lat mogą mieć znaczący wpływ na Polskę. Ja mam już lekarza rodzinnego który jest z Białorusi (albo Ukrainy). Co się stanie jak w Polsce braknie ludzi do sprzątania biur, wykorzystamy Afgańczyków?, czy też może dzieci dzisiejszych ministrów? W Polsce istnieje przerażający strach przed odmiennością. Gej, Żyd, mason, cyklista itp. A może się okazać że do prostszych prac będą zatrudniani odmienni kulturowo przybysze z Azji.
Inna sprawa, to że powoli w tym kraju następuje zakaz samodzielnego myślenia. Jestem za młody, żeby pamiętać poprzednie czasy, ale coś w tym jest, że organizacje (ZHP, ZSMP, etc.) sterowane przez jedyną partię miały jedynie słuszne pomysły. Teraz jedynie słuszne poglądy ma każdy minister. Kto nie z nami, ten przeciw nam.
Obserwuję trochę tą emigrację w skali mikro. Moja siostra już wyjechała 3 lata temu. Wyjechała bez studiów, rok po ogólniaku. I mam niezłą zgryzkę w tym faktem, dlatego, że z jednej wypłaty jest w stanie zapewnić sobie normalne życie w Londynie, spotkania z przyjaciółmi, nowe ciuchy i gadżety, a do tego studia (dofinansowane przez londyński opowiednik Urzędu Miasta – to jest przykład jak można zatrzymać w Polsce młodych ludzi – przez edukację, bo studia teoretycznie są bezpłatne), 3 miesiące wakacji w Australii, kurs garncarstwa, hiszpańskiego i inne fanaberie. Poza tym to już inna emigracja. Ambitna, kulturalna, chodząca do kina i teatru, a nie szukająca najtańszego lokum i dojeżdżająca do pracy po kilkanaście godzin.
Moim zdaniem znacząca grupa wyjeżdżających to osoby które mogłyby ciągnąć modernizacyjny proces, a zostanie nam Łysek poganiany przez Ministrów Edukacji i Rolnictwa.
Moze warto byloby sie zastanowic, dlaczego ludzie wyjezdzaja.
Pozornie odpowiedz jest prosta: bo chca sobie poprawic standart zycia i maja dosc tego cyrku.
Ale pojdzmy dalej: dlaczego w Polsce panuje taki cyrk i jak mozna by temu zaradzic? Moim zdaniem wiele dalaby pokoleniowa wymiana elit. Obecne elity wciaz jeszcze sa mentalnie zakorzenione w PRL-u i albo byly wtedy u wladzy i wyrobily sobie pewne nawyki, albo byly w opozycji, co rowniez wykszatalcilo w nich pewne postawy, nierzadko bardzo szkodliwe dla ogolu. Tak czy siak, ci ludzie sa tak bardzo skazeni komuna, ze nie sa wstanie zrezygnowac ze swoich obsesjii i nie dostrzegaja wcale, ze wyroslo nowe pokolenie, ktore juz wcale az tak bardzo nie obchodzi, kto byl po ktorej stronie przed 25 laty. W Estonii zrobiono taki radykalny krok juz w latach 90-tych: powiewaz starsi byli zarazeni Zwiazkiem Radzieckim poobsadzano wszystkie kierownicze stanowiska ludzmi bardzo mlodymi – po 25 – 30 lat. Mialo to i pewne negatywne skutki, ale to pokolenie popchnelo kraj do bardzo szybko postepujacej modernizacji (technologicznej, mentalnej, kulturalnej itd.) i dzis wierzyc sie nie chce, ze to byly Sowjet a nie Skandynawia. Warunkiem byl jednak konsensus spoleczny, ze taki krok jest niezbedny.
Po drugie, dlaczego wiele osob nie jest zadowolonych z poziomu zycia, ktory w Polsce moga osiagnac? Poniewaz mialo okazje poznac cos lepszego (nawet jesli miedzy bajki mozna wlozyc historie o 5-krotnie wyzszych zarobkach; nominalnie byc moze, ale i ceny sa tam inne). Polska jest 5 razy biedniejszym krajem od tych najzamozniejszych (dlaczego musimy sie porownywac zaraz z tymi najlepszymi?) i dlatego dlugo jeszcze nie beda mozliwe porownywalne zarobki, to chyby jasne dla wszystkich. Ale problem polega chyba na czyms innym: wielu rodakow nie okazuje w Polsce nawet polowy tej inicjatywy, ktory rozwijaja zagranica, aby sobie poprawic los. Dlaczego? Dlaczego kontestuja zamiast dzialac? Moim zdanie wynika to z pewnego fatalizmu, ze i tak nic nie da sie zmienic, bo wszysko i tak idzie utartym torem. Ja widze tylko jedno wyjscie: przewietrzmy ten kraj! Musimy odnowic elity i dac szanse mlodym.
Po ?reisefibrze narodowym? nadeszła bogata i przeciekawa e-korespondencja. Dziękuję za te uwagi (i niektórym i za życzenia) – zwłaszcza djurbanowi, michalowi z uppsali, plopli, sceptykowi. Reisefiber powstał nie tylko pod wpływem doniesień mediów, ale i pod wrażeniem pewnej rozmowy, jaką miałem w Krakowie z ludźmi z kręgu ?Krytyki Politycznej?. Uderzyło mnie, że nowa lewica tak się martwi tym upuszczaniem krwi, jakim wydaje się masowa migracja z Polski. Lewica bywała raczej internacjonalna, a tu proszę – nowa lewica i nowy patriotyzm.