Polak patrzy na wybory w USA i trochę zazdrości

Ciekawa i dobra rzecz takie amerykańskie ,,połówkowe wybory”. Wentylują atmosferę społeczną, politykom dają ,,kopa” silniejszego niż wszelkie dopalacze. Patrzę na nie pod kątem polityki polskiej, podobieństw i różnic. Byłem w Ameryce wiele razy, także w Kanadzie, stykałem się z tamtejszymi Polakami. Frapowało mnie, jak się zmienili pod wpływem otoczenia, co z niego przejmują.    

Nasi rodzimi pisowscy ,,republikanie” mogliby się od amerykańskich jeszcze dużo nauczyć. Może się już zabierają do nauki, bo ,,połówkowe” zwycięstwo słoni nad osłami chyba poprawi nastroje w tej części partii Kaczyńskiego, która wierzy w magiczną przechodniość polityczną: skoro udało się im, to i nam się uda.

Fakt, republikanów po wygranej Obamy spisywano na straty (ja też), wróżono im co najmniej osiem lat na ławce rezerwowej. I proszę! Minęły ledwo dwa lata, a znów są w grze i wygrywają!

Ale z kim? Z Obamą, na którego spadły plagi kryzysu i wojen azjatyckich. Czy McCain radziłby sobie z nimi ilepiej?

Za dwa lata okaże się, czy dzisiejszy czarny dzień Obamy – zaznaczmy, że od razu zatelefonował z gratulacjami do nowego marszałka, polityka opozycji, a ten nie zaczął od deklaracji, że z tym prezydentem nie będzie współpracował w parlamencie, bo Obama wygrał przez nieporozumienie – jest rzeczywiście początkiem końca dla demokratów. Wygląda na to, że tak.

Nie piszmy jednak jeszcze epitafium. Tak samo zresztą jak PiS-owi, choć wierzy w cuda. Republikanie swoje zwycięstwo zawdzięczają przede wszystkim fatalnej koniunkturze ekonomiczno-społecznej i znacznemu rozczarowaniu rządami Obamy w tym kontekście. PiS na tym u nas ugra niewiele, bo miękkie reformy Tuska budzą w Polsce emocje i protesty w części elit, ale nie w szerokim społeczeństwie, które generalnie woli status quo niż wizje mesjańskie.

Wybory pokazały światu nowe twarze polityki amerykańskiej, na przykład senatora Marco Rubio, ,,herbaciarza”, który wygrał na Florydzie i z demokratą, i republikaninem. Albo nowego marszałka Izby Reprezentantów Johna Boehnera ( moim zdaniem dobry materiał na przyszłego republikańskiego prezydenta USA).

Tego właśnie zazdroszczę polityce amerykańskiej, że autentyczne  talenty mogą się w niej przebić nawet wbrew elitom partyjnym, jeśli przekonają do siebie wyborców. Tak było też z samym Obamą. Ludowa to demokracja, ale demokracja. I bynajmniej nie wszystko jest w niej  show dla ubogich.

Dobry przykład dało dzisiejsze spotkanie Obamy z prasą. Prezydent nie boi się mediów, jak większość naszych polityków. Nie gardzi nimi. Rozumie, że bez nich, nawet jeśli są tak tendencyjne jak w Fox News TV, demokracja nie funkcjonuje.

Jak rzadko w Polsce lider ma odwagę wziąć na siebie od razu odpowiedzialność za polityczną porażkę, jak to dziś uczynił Obama, i wyrazić nadzieję, że obie strony politycznego sporu będą próbowały osiągnąć jakieś minimum konsensu, gdzie to możliwe. A o swych przeciwnikach wyraził się ,,my Republican friends”. I nie tłumaczmy, że do tego trzeba długiej tradycji demokratycznej : Polska jest starszą demokracją niż Stany. Do tego wystarczy kultura osobista i zdolność do autorefleksji.           
PS.
Na ratunek Sakineh Ashtiani

Ważą się losy Iranki Sakineh Ashtiani. W lipcu irańska teokracja skazała ją na śmierć przez ukamienowanie pod zarzutem cudzołóstwa. Egzekucję odsunięto pod presją protestów w świecie. Teraz moratorium się kończy. Lada moment Sakineh czeka śmierć. Więcej pod adresem www.avaaqz.org