Przypadek Ashley X

Renata Kim pyta retorycznie w ,,Dzienniku”, czy jest religijną fundamentalistką, skoro nie może się pogodzić z tym, co stało się z kilkuletnią Amerykanką Ashley X? Moim zdaniem nie jest. Mnie też trudno zaakceptować decyzję rodziców dziewczynki. Ułatwi ona dalszą opiekę nad chorym dzieckiem za cenę odebrania jej dojrzałości kobiecej. Nie ma chyba podstaw, by wątpić, że rodzice Ashley nie są potworami: nie chcą dziecka porzucać, wychowują dwoje innych, zdrowych. Co więc mnie odrzuca? Tak głęboka ingerencja w autonomię dziecka jako istoty ludzkiej,która mimo swego nieszczęścia,może mieć jakieś swoje życie do przeżycia – medycznie biorąc ingerencja nie była niezbędna dla funkcjonowania dziecka.

Problem Ashley ilustruje coraz większe napięcie we współczesnej kulturze Zachodu: z jednej strony forsujemy ideę praw człowieka, bronimy godności i wolności człowieka przed zakusami państwa czy jakiejś ideologii, która chce go sobie przywłaszczyć. Powtarzamy: człowiek nie jest własnością Boga, partii czy narodu. A rodziny, a rodziców? I gdzie jest linia graniczna? Z drugiej strony ci sami obrońcy praw jednostki zwykle odrzucają wyrazy oburzenia w przypadkach takich jak Ashley,jeśli są motywowane religijnie. To nie jest sprawa Kościoła, to wewnętrzna sprawa rodziny dziewczynki. Znam chyba tylko jednego konsekwentnego rzecznika tak rozumianej autonomii rodziny – amerykańskiego socjologa o dość konserwatywnym nastawieniu,Roberta Nisbeta. Uważał, że aborcja i eutanazja są wewnętrznymi sprawami podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina i tę autonomię powinno się uszanować. Rodzina wie lepiej, co jest dla niej korzystne, a co nie. Zachód idzie w tę stronę.A jednak coś się w nas buntuje.

Myślę, że nie należy mylić słusznej autonomii polityczno-obywatelskiej jednostki z etyczną autonomią istoty ludzkiej. Rodzice Ashley są jej stworzycielami, ale nie powinni uzurpować sobie wobec niej praw boskich. Dziecko nie może wyrazić w swojej sprawie własnego zdania. A nawet gdyby mogło i gdyby zgodziło sie z rodzicami (co całkiem prawdopodobne),że tak będzie dla nich wszystkich lepiej, wydaje mi się, że i tak rodzice nie powinni ingerować w potencjał życia Ashley.