A Kaczyński nie chce odejść

Ojciec chrzestny PiS pokazał Mastalerkowi gest Kamińskiego. A jeśli jemu, to i dworowi prezydenta Dudy. I naturalnie Tuskowi: mam energię i plan, dam wam popalić. Premier zareagował ironią, że to dobra wiadomość. Ale wszyscy wiemy, że to wiadomość fatalna. Oznacza bowiem, że tylko bunt w PiS przeciwko dalszemu przywództwu Kaczyńskiego mógłby zmienić konfrontacyjną i agresywną linię największej partii opozycyjnej. A nic nie wskazuje, że do buntu dojdzie. PiS będzie po utracie władzy tak samo w kontrze przeciw wszystkiemu, co niepisowskie, jak był przed wyborami.

Nie wiemy, czy wybory w PiS będą przed czy już po wyborach prezydenckich. Wiemy, że chce do nich stanąć Morawiecki i że może też stanąć Czarnek. Dziś zaprzecza, ale jeśli PiS poniesie kolejne porażki w trójboju wyborczym w tym i przyszłym roku, może zmienić zdanie i mogą się pojawić inni pretendenci do przejęcia władzy nad partią. Zamiana Kaczyńskiego na Czarnka dziś wydaje się czystą spekulacją, ale w oczach pisowskiej wierchuszki, aparatu różnych szczebli i betonowego elektoratu może być opcją ratunkową.

Sytuacja w przegranym PiS jest rozpaczliwa. Kaczyński stworzył partię wodzowską, a taka partia musi mieć wodza, by funkcjonować. Nawet Czarnek, a cóż dopiero Morawiecki czy Błaszczak nie będą w stanie w tej roli zastąpić Kaczyńskiego. Dlatego choć Kaczyński powinien odejść, nie odejdzie z własnej woli. Jest twarzą, zwornikiem i źródłem autorytetu w swojej partii. W tym sensie ma rację, że nie może odejść, choćby chciał. To jest pułapka wodzostwa w polityce. Jedynym ratunkiem jest polityczne ojcobójstwo, ale do tego potrzeba Brutusa. Tak było w nacjonalistycznej partii Le Pena: rolę Brutusa odegrała jego córka i uratowała ugrupowanie. Kaczyński, jak wiadomo, nie ma dzieci.

Mówią, że treścią życia Kaczyńskiego jest polityka. Nie ma oparcia w rodzinie, jakie ma Tusk. Politykę rozumie darwinistycznie, stąd podejrzliwość nawet względem współpracowników i ich instrumentalne traktowanie, czego przykładem była wymiana prof. Legutki na politycznego awanturnika Tarczyńskiego w szefostwie pisowskiej delegacji w Parlamencie Europejskim. Jest skryty, nikt nie wie, co knuje i dlaczego. I obsesyjnie mściwy, co demonstrował wielokrotnie w stosunku do Tuska. Jako orator słabnie z wystąpienia na wystąpienie, nie kontroluje potoku słów, miesza mowę wysoką, skrzydlate słowa z prostackimi żartami i napadami wściekłości. Przysypia w ławie sejmowej, chodzi niepewnie, sprawia często wrażenie zaniedbanego starego kawalera.

Nie życzę mu wygranej w partyjnych wyborach ani w żadnych innych. Życzę mu i jego partii opamiętania. Bo Polska znów ma szansę na demokratyczną normalność, której sednem jest spór rozstrzygany w urnach wyborczych. Państwo pisowskie, z Kaczyńskim czy bez niego, nie jest opcją.