Tusku, uważaj na prowokatorów!

Rzecznik obecnego rządu łaskawie zgodził się, że Donald Tusk, choćby z tego tytułu, że był premierem RP, mógłby mieć przyznaną ochronę osobistą. Ale od razu zastrzegł, że o tym nie decyduje rzecznik, nawet PiS, lecz pisowski resort policji i bezpieczeństwa.

Sprawa jest śmiertelnie poważna. Tusk i jego otoczenie zdają sobie z tego sprawę. Śledzimy wszyscy kampanię przeciwko Tuskowi, po jego powrocie nadzwyczajnie wzmożoną. „Kurwizja” codziennie szczuje na niego. Dostarcza amunicji politycznej w postaci najbardziej absurdalnych łże-wiadomości.

Króluje u nich przekaz o Tusku jako niemieckim agencie wpływu, szkodniku, leniu, politycznym obsesjonacie na punkcie Polski mozolnie i z powodzeniem budowanej przez Kaczyńskiego w kontrze i obronie przed międzynarodówką liberałów. Te kalumnie przeplatają się z zapytaniami pracowników pisowskiego aparatu propagandowego o jego syna i sprawę Sławomira Nowaka. Funkcjonariusze medialni biegają za Tuskiem po ulicach i korytarzach Sejmu.

Tusk jakoś znosi te zaczepki, ale nie kryje oburzenia, a momentami i niepokoju o bezpieczeństwo swoje, członków rodziny i bliskich współpracowników. Niestety, trudno mu nie przyznać racji. Jego bezpieczeństwo może być zagrożone, a konsekwencje ataku fizycznego byłyby katastrofalne dla Polski. Nie twierdzę, że władza szykuje zamach na Tuska, ale nie można wykluczyć, że pod wpływem kampanii nienawiści przeciwko Tuskowi jakiś zamachowiec się znajdzie.

Kaczyński już podpowiedział ludziom na zjeździe swej partii, że powrót Tuska może się źle skończyć. Bo trzeba się liczyć z „aktami awanturnictwa i chuligaństwa”. Ale z czyjej strony? Tego nie powiedział jasno. Tak, trzeba się liczyć z takimi aktami, bo do nich prowadzi obecna polaryzacja w naszym społeczeństwie. Tylko że to władza sama tę polaryzację codziennie potęguje, a winę za nią teraz znów będzie zwalała na Tuska i PO. Taki jest skutek zła, które Tusk upatruje w polityce Kaczyńskiego. I to nie jest demonizacja obozu Kaczyńskiego, tylko trzeźwa diagnoza sytuacji.

Właśnie dlatego Tusk musi uważać na prowokatorów. Metoda prowokacji to element zaostrzonej walki politycznej. Opozycja nie ma środków ani powodów, by po nią sięgnąć. Rozsierdzona władza, która boryka się z coraz większymi problemami, może ulec takiej diabelskiej pokusie. Prowokatorzy mogą udawać oburzonych „patriotów” albo fanatyków Tuska i Platformy. Mogą być agentami Putina albo „samotnymi wilkami” z gatunku zabójcy prezydenta Adamowicza.

Ich wyczyny mogą się przydać propagandzie rządowej jako przykład, że powrót Tuska anarchizuje ulice, czyli jest zagrożeniem porządku publicznego. Tak nie musi być, ale może. To kwestia oceny przez rządzących wpływu Tuska i PO na bieżące wydarzenia polityczne.

Wariant najgorszy, nazwijmy go haitańskim – w Haiti skrytobójcy zamordowali w środę w jego własnym domu prezydenta i ciężko ranili jego żonę – uważam za nieprawdopodobny, ale czy całkowicie niemożliwy przy takim rozhuśtaniu nastrojów? Mieliśmy po tragedii w Gdańsku gorącą dyskusję o odpowiedzialności mediów za wykreowanie negatywnego wizerunku Adamowicza. Dziś tę samą operację te same media prowadzą przeciwko Tuskowi.