Ks. Wierzbicki nie żałuje, że poręczył za Margot

Mimo fali hejtu, ks. Alfred Wierzbicki, etyk, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nie żałuje, że wraz z innymi osobami poręczył za Margot.

Nie żałuje nawet po burzy, jaką wywołały w internecie słowa Margot po zwolnieniu z aresztu. Słowa i gesty wulgarne, które mogły obrazić uczucia ludzi wierzących. Przyznaje to sam duchowny: „Nie można ranić uczuć religijnych, tej granicy nigdy nie wolno przekroczyć, bo chodzi o człowieka i jego świat wewnętrzny. Posługiwanie się takim środkiem szkodzi zresztą sprawie, o której chciałoby się głośno krzyczeć”.

Ta uwaga w ustach człowieka wierzącego, i to wykładowcy najważniejszej katolickiej uczelni w Polsce, nie zaskakuje. Ale ks. Wierzbicki dodaje jeszcze komentarz, który też wydaje się oczywisty, ale nie jest, bo mało kto w Kościele rzymskokatolickim w Polsce ma dziś odwagę postawić następny krok.

„Dziwi mnie jednak obojętność większości środowisk katolickich na taką samą obrazę uczuć ludzi ze środowisk LGBT, gdy na ulicach miast krążą furgonetki z fałszywymi sloganami. W imię godności ludzkiej tego również nie wolno nikomu robić. Poza tym co ma wspólnego homofobia z obroną życia i czy zohydzanie ludzi o odmiennej orientacji seksualnej nie zaszkodzi wzniosłym ideom pro life?”.

Tak, to jest etyczne sedno sprawy: masz prawo czuć się obrażonym, ale przyznaj to samo prawo innym osobom, które są obrażane, w tym przypadku osobom LGBT. Ks. Wierzbicki i na tym nie kończy. Stawia kolejny krok w swojej refleksji: a czy ja sam nie jestem winien, że to zło się dzieje?

„Nie żałuję poręczenia za Margot. Krytycznie oceniam jej zachowanie po uwolnieniu i nie przestaję się zastanawiać, czy sam nie ponoszę jakiejś cząstki winy. Choćby winny bezczynności i milczenia wobec homofobii w polityce i w Kościele. Nie podoba mi się to, co robi, ale próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”.

Uważam, że ks. Wierzbicki takim postawieniem sprawy potwierdził, że są jeszcze księża w KRK w Polsce. Myślący po chrześcijańsku, niezależnie, na własny rachunek, nieszukający poklasku, władzy i swego fanklubu.

Nie wiem, ilu ich jest, mam nadzieję, że więcej, niż się nam wydaje, gdy tak często słyszymy z ambon homofobię i odczłowieczanie, a tak rzadko protesty przeciwko temu ze strony innych duchownych. Ale to właśnie ci nieliczni, którzy nie milczą, zapiszą się złotymi zgłoskami w historii Kościoła.

Tak jak zapisali się pastor Bonhoeffer i ksiądz rzymskokatolicki Lichtenberg w III Rzeszy Hitlera. Gdy ich Kościoły milczały lub kolaborowały, ci dwaj przeciwstawili się nazizmowi. I zapłacili za to życiem. I to ich czcimy, a oprawców zapisujemy w księdze zła, zbrodni i hańby.

Kampania homofobiczna w Polsce przebiega podobnymi etapami jak kampania antysemicka nazistów: piętnowanie, wzbudzanie nienawiści i strachu przy pomocy zmyślonych historii – już nawet krąży współczesna wersja mitu o porywaniu dzieci na macę, wymyślona przez jakiegoś rzecznika – represje usankcjonowane prawem, wreszcie wykluczenie.

W sensie mechanizmu kampanii w roli Żydów obsadzono osoby LGBT. A państwo i KRK nie reagują lub reagują tak, że jest to przez homofobów odbierane jako przyzwolenie. Oczywiście mózgom kampanii nie chodzi tak naprawdę o obronę rodzin czy dzieci, bo im ze strony LGBT nic nie grozi, tylko o obronę swojej władzy, wpływów i korzyści materialnych przy pomocy wykreowanego umyślnie strachu i kłamstwa.