Sędzia Laskowski wśród łowców głów

Konfuzja. I kolejny przykład, jak działa pisowska koparka. Sędzia Michał Laskowski, do niedawna rzecznik prezes Gersdorf, przyjął nominację z rąk Andrzeja Dudy.

Laskowski bronił dotąd niezawisłości Sądu Najwyższego przed zapędami ministra Ziobry i jego ludzi. A jego kariera zawodowa wygląda na wzorcową. Teraz w ogniu sporu o przyszłość Sądu Najwyższego jako ostatniego bastionu opisanej w konstytucji praworządności prezydent użył wobec niego typowego pisowskiego chwytu.

Wprawdzie mianował następczynią pani Gersdorf byłą współpracownicę Ziobry, czyli oddał Sąd Najwyższy pod kontrolę obozu władzy, ale zarazem zaproponował Laskowskiemu stanowisko szefa Izby Karnej SN. Proszę bardzo, macie pluralizm. Chwyt rozmywa kontrowersję wokół wyboru Manowskiej. Bo Laskowski, podobnie jak ona, nie miał poparcia większości głosujących sędziów.

Słychać, że Laskowski się wahał, czy przyjąć nominację. Mieli go do tego przekonać dwaj „starzy” stażem koledzy, cieszący się w SN autorytetem, Włodzimierz Wróbel (wygrał głosowanie na kandydata na nowego prezesa SN, ale Duda to zignorował, bo ma takie prawo) i Stanisław Zabłocki. To po nim Laskowski przejmie kierowanie Izbą Karną. Widać obaj uważali, że poradzi sobie z wyzwaniem, jakim jest upolitycznienie Sądu Najwyższego. Oby mieli rację.

Na razie przedsmakiem tego, co czeka Laskowskiego, były brutalne próby dyscyplinowania sędziów SN podczas wyłaniania kandydatów na następcę prezes Gersdorf. Pokazane w mediach sceny wywoływały skojarzenia z praktykami „bez żadnego trybu” w Sejmie. Czuło się, że „dobra zmiana” wtargnęła i tu. Dlatego nie tylko prawnicy, ale i obywatele powinni patrzeć jej na ręce, bo niezawisłość SN jest dobrem narodowym.

Tymczasem słyszymy, że dawnego rzecznika Krajowej Rady Sądownictwa, niepokornego sędziego Waldemara Żurka, po pięciu latach nękania spróbują pozbawić immunitetu sędziowskiego (pisze Ewa Siedlecka). Ta sama chmura zawisła nad innym znanym sędzią: Igorem Tuleyą. Zabiega o to podporządkowana Ziobrze Prokuratura Krajowa. Wniosek ma rozpatrzyć – uwaga! – powołana z inicjatywy Ziobry tzw. Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego.

A konkretnie rozpatrzy ją wkrótce były podwładny ministra Ziobry, powołany do Izby za pośrednictwem neo-KRS. Czyli że dla obecnej władzy nie liczy się orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE. Mówi ono, że Izba Dyscyplinarna ma wstrzymać się od orzekania w sprawach dyscyplinarnych, póki na szczeblu unijnym toczy się spór o praworządność w Polsce. Dla władzy ważne jest co innego: aby zamilkli sędziowie tacy jak Żurek i Tuleya, a na innych gotowych iść w ich ślady padł strach.

I tak wracamy do sędziego Laskowskiego. Ewa Siedlecka uważa, że jego władza w SN nie będzie papierowa. Świetnie, ale są pytania. Czy dobrze zrobił, przyjmując nominację od polityka, który konstytucji się nie kłania? Jakie posunięcia władzy będzie pośrednio legitymizował, pozostając na swoim wysokim stanowisku? Czy zastanowił się nad tym, jak jego decyzję odbiorą sędziowie niższych szczebli? Jaki wyciągną z niej wniosek dla siebie? Wszak „słowa uczą, przykłady pociągają do naśladowania”.

Piszę o sędziach, ale sprawa ma wymowę szerszą. Chodzi o wymuszanie lojalności tam, gdzie decydować powinno sumienie, a nie strach przed karą za uzasadnione nieposłuszeństwo. Tak zadziałała pisowska koparka w radiowej Trójce. Na prawicy witano oklaskami odejście „starej kasty radiowej”. A w samej redakcji znaleźli się ludzie gotowi objąć opróżnione stanowiska, jakby nic się nie stało. Widzicie: nie ma ludzi niezastąpionych, ale jak ktoś chce wrócić, to drzwi do studia są jeszcze otwarte.

To, co dzieje się dziś w sądownictwie czy w mediach kontrolowanych przez rządzących polityków, jest fragmentem większej całości. PiS, gdzie tylko może, zastępuje swoimi ludźmi tych, których wpisał na czarne listy. Trwa produkcja nowych kadr i nowych elit. Nie mogłem oderwać wzroku od ław rządowych podczas czwartkowej próby odwołania ministra Sasina.

Kamera pokazywała twarze notabli. Ze stężałą miną słuchał wystąpień polityków opozycyjnych nawet premier. Inni słuchali z pogardliwie drwiącym grymasem, dobrze nam znanym z wystąpień w TVN młodszego pokolenia polityków robiących kariery z nadania Kaczyńskiego czy Gowina – Wójcika, Schreibera, Horały. Ale to nic w porównaniu z widokiem blondyna w okularach, wyglądającego na nastolatka, który pomylił ławy rządowe z galerią dla publiczności. Błąd! To protegowany premiera, wiceminister (!) finansów (!). Komunikat wydaje się jasny: młodzi, trzymajcie z nami, mamy bezlik posad! To nie jest śmieszne. Te kadry budują „nowy, wspaniały świat”. Nikoś Dyzma wiecznie żywy. Posłuchajmy Kaczmarskiego: