„Ciamajdy” i „fajtłapy”

Donald Tusk pokrzepił serca Polaków, którzy mają dość rządów Kaczyńskiego. Bo nie ma się co bać „ciamajd i fajtłap” w obozie rządzącym, oznajmił w zdalnej rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską. Fakt, źle się dzieje w państwie polskim pod władztwem pisowskim, lecz szef Europejskiej Partii Ludowej powinien dodać, że niedorajdy, którym da się do ręki brzytwę, mogą kogoś poharatać. Tą brzytwą jest państwowy aparat propagandy i aparat przemocy. Tu żarty się kończą.

Bo źle się dzieje nie tylko na szczytach władzy, ale też na samym dole. Jasne, że trzeba alarmować o milionach Szumowskich, o milionach Sasina wydanych na „niebyłe” łże-wybory, o milionach za maseczkowy szmelc z Chin, który witał z honorami Morawiecki, o 800 mln wydanych przez kancelarię prezydenta Dudy (Komorowski wydał 200 mln), a nawet o 18 tys. na apaszki „pierwszej damy”. Marnotrawstwo grosza publicznego jest drwiną z wyborców – a co nam zrobicie? – a może być też przestępstwem.

Trzeba alarmować, że wbrew odzie do sprawiedliwości społecznej, jaką fałszywie śpiewa „premier z tabletu”, w rzeczywistości rośnie w Polsce skrajna bieda. Że rząd nie ma spójnego planu walki z pandemią i nie ma przemyślanego planu na walkę z nadciągającą w jej wyniku recesją. Raz słyszymy od ministrów, że maseczek u nas w ogóle nie trzeba nosić, bo nam żaden wirus niegroźny, potem od tych samych dobrze płatnych urzędników, obowiązkowo z biało-czerwoną przypinką w klapie markowych cugangów, że trzeba je będzie nosić nawet dwa lata.

Tak samo kpią z obywateli, łamiąc przepisy, którymi sami społeczeństwo skrępowali. Osławione wizyty cmentarne Kaczyńskiego podczas narodowej kwarantanny, kiedy inni mogli sobie najwyżej popłakać, że są gorszym sortem i od grobów rodzinnych im wara. My mamy w kagańcach chodzić dwa metry od siebie, im wolno kupą i z maseczką pod brodą albo bez.

Tak się panoszą. W najgorszym stylu Dominika Cummingsa, guru od PR w ekipie premiera Johnsona. Brytyjski premier chciałby być drugim Churchillem, ale może okazać się drugim Kaczyńskim. Broni Cummingsa przed wywaleniem z posady, choć olał on instrukcje sanitarne wydane przez rząd, dla którego pracuje. Broni – mimo oburzenia nawet części własnej partii i elektoratu konserwatystów. Całkiem tak samo, jak Kaczyński broni ministra Szumowskiego. To nie jest wcale siła charakteru, to jest pogarda rządzących dla obywateli.

Trzeba alarmować, że Kaczyński przesądza datę wyborów prezydenckich, jakby był marszałkiem Sejmu. Co gorsza, ogłasza, że w razie utrudniania „będziemy wykorzystywali wszelkie środki, jakie przynależą państwu, aby prawo zostało wykonane”. Jakie środki, jakie prawo? Toż to brzmi jak pogróżka, która ma zastraszyć opozycję usiłującą zabezpieczyć wybory przed machlojkami! I co oznacza to „będziemy”? Kto „my”? Czy Kaczyński już uważa, że państwo to on, a jego partia to siła przewodnia narodu?

A więc tak, Tusk ma rację, to są „ciamajdy, którym wszystko wylatuje z rąk”, a nie żadni „czarni rycerze”. Do Zawiszy im daleko, bliżej do obozowych ciur, próżno po nich oczekiwać rycerskiego etosu. Tylko że gdy Tusk nieco swawolnie, jak to on, przekłuwa balon Kaczyńskiego szybujący po pisowskim niebie (pamiętamy ten żółty z Trumpem), to u nas nie ustaje nękanie na różny sposób, właśnie przy użyciu „środków, jakie przynależą państwu”, zwykłych obywateli, którzy tym balonem nie chcą latać.

I to nie jest wesołe. Policja rozpędza protest przedsiębiorców, wrzuca do furgonetki chronionego immunitetem senatora KO, ale nie tyka zgromadzeń wiecowych i wizyt gospodarskich prezydenta. Nęka za to pojedyncze uczestniczki protestów obywatelskich i uczestników happeningów. Im nie jest do śmiechu, że to się dzieje na rozkaz „ciamajd i fajtłapów”. Nękane osoby mogą się bać represji. Policyjne i administracyjne kary niektóre z nękanych osób odstraszą od korzystania z praw obywatelskich. I o to władzy chodzi w tym nękaniu. Mamy się bać być obywatelami, a uczyć się całować władzę po rękach.

Co by Tusk powiedział samotnej dziewczynie z rowerem protestującej pod siedzibą Trójki? Co by powiedział studentom Uniwersytetu Śląskiego, których zakapowała do prokuratury była wykładowczyni, bo uznała ich poglądy za sprzeczne z jej religijnym fundamentalizmem? Może Tusk powinien do nękanych zatelefonować osobiście i pokrzepić ich moralnie? Co uchodzi papieżowi, uchodzi też liderom politycznym. Bo jaką lekcję obywatelskiej aktywności odbiorą studenci z przesłuchań?

To się w głowie nie mieści, że w kilkugodzinnym przesłuchaniu policyjnym jednej ze studentek brał udział i zadawał pytania przedstawiciel Ordo Iuris! A jaką lekcję z tego wyciągną władze uczelni? Na razie stanęły w obronie studentów i autonomii uniwersytetu, lecz czy to wystarczy, by przerwać to nękanie młodych ludzi? Taki dziś mamy duszny klimat za sprawą mściwych ciamajd i fajtłapów.