Kto taśmami wojuje…

Premier Morawiecki wyjechał do Nowego Jorku, gdy w Polsce wybuchła na nowo afera z „taśmami prawdy”, tylko że tym razem jej negatywnym bohaterem jest sam Morawiecki.

W normalnej polityce afera „taśmowa” nie powinna się była zdarzyć. A jeśli się zdarzyła, powinna zostać wyświetlona i osądzona. To, że tak się nie stało,  jest kompromitujące dla państwa. I powinno być przedmiotem śledztwa w samym Sejmie.

Wiadomo, że tak się nie stanie i że w oczach pisowskiego elektoratu nic PiS-owi na razie nie szkodzi, nawet protesty policjantów i nauczycieli przeciwko polityce rządu Morawieckiego. Ale upominać się o prawdę, przejrzystość i uczciwość w życiu publicznym jest patriotycznym obowiązkiem obywatelskim.

Ujawnienie nowych nagrań mocno uderza w wiarygodność Morawieckiego jako polityka. Premier tak radykalnie obrotowy i klnący jak szewc nad kieliszkiem wódki to szok. Tak samo jak szokiem są nawet prywatne rozważania przyszłego premiera, jak ominąć przepisy prawa w robieniu interesów i jak lokować poleconych ludzi na intratnych posadach.

Która twarz Mateusza Morawieckiego jest prawdziwa? Tamta z czasu, gdy był on jeszcze doradcą premiera Tuska, czy ta, którą pokazuje dzisiaj na wiecach i podczas spotkań z przywódcami politycznymi już roli premiera?

Zmiana poglądów to rzecz zwykła, ale w ramach jakiejś elementarnej spójności przekazu. Tamten Morawiecki deklaruje się jako wolnorynkowiec i admirator kanclerz Merkel, a dziś lansuje się jako dyrygent wielkiej państwowej orkiestry socjalnej. I milczy, choć jest szefem rządu, gdy pan Kaczyński znów puszcza zdartą antyniemiecką płytę.

Patron premiera na razie rzuca mu koło ratunkowe. Pani Mazurek nazywa „taśmy prawdy” „odgrzewanym kotletem”, choć chyba pamięta, że przed trzema laty były paliwem oszukańczej kampanii wyborczej PiS-u.

Ale po co pamiętać? Po co mieć sumienie? To w polskiej polityce w epoce „dobrej zmiany” przeciwskuteczne. Aktualną prawdę ustala się za zamkniętymi drzwiami na Nowogrodzkiej w Warszawie. Reszta liczy się o tyle, o ile może zaszkodzić obecnej władzy.

Krążą plotki, że za nowymi fragmentami starych taśm kryje się walka frakcyjna między grupą Ziobry, Mariusza Kamińskiego, byłej premier Szydło a ekipą jej następcy. Być może, ale to nie jest okoliczność łagodząca. W normalnej sytuacji premier zabrałby głos i przeprosił, a może nawet oddał się do dyspozycji parlamentu.

Tak, to trudne psychologicznie i ryzykowne politycznie pod koniec kampanii samorządowej, ale dałoby Morawieckiemu szansę udowodnić, że traktuje państwo i nas, obywateli, poważnie, a nie tylko jak mięso wyborcze.