Dokąd prowadzą te schody?

Smoleńskie schody na placu Piłsudskiego w Warszawie prowadzą donikąd. Nie wyniknie z nich żadne dobro. Nie będzie jedności narodu wokół niego, bo pomnikami, które dzielą, nie stworzy się jedności.

Wołanie dzisiejszych władców Polski o jedność to fałsz. Przecież to oni z konfliktu i wykluczenia uczynili oś swej polityki. Oto fakty: na placu zabrakło nie tylko przedstawicieli opozycji, ale – co jeszcze bardziej znaczące – części rodzin ofiar katastrofy. Opozycja urządziła osobne obchody.

Główne obchody państwowo-partyjne odbywały się za kordonem policji i metalowymi zaporami. Nie dopuszczono do nich nikogo spoza kręgu obecnej władzy i jej akolitów. A równocześnie toczą się setki postępowań przeciwko uczestnikom pokojowych obywatelskich protestów smoleńskich. Gdzie tu jedność?

W dniu odsłonięcia pomnika przyszła wiadomość, że prezydent Komorowski ma być przesłuchany jako świadek w sprawie zaniedbań w przygotowaniach do feralnego lotu smoleńskiego. Być może szukanie dowodów na „wybuch” zejdzie teraz na dalszy plan. Na czoło wysuną się zarzuty związane z wynikami ekshumacji mówiącymi o „obcych” szczątkach w trumnach ofiar.

Schody nie doprowadzą do prawdy o katastrofie, bo ona jest znana od dawna. Mimo to nawet podczas wtorkowych pisowskich obchodów Jarosław Kaczyński powtórzył, że czeka na dalsze ustalenia, tym razem z USA. Nie może być jedności narodu, jeśli jego część nie wierzy w prawdę ustaloną już dawno temu, a wierzy w teorie spiskowo-zamachowe.

Nie będzie jedności, bo celem politycznym obecnej władzy jest wykorzystywanie tragedii smoleńskiej do mobilizacji i konsolidacji części narodu z przyzwoleniem Kościoła przeciwko tym, których ta władza wskaże jako przeciwników.

Nie osiągnie się jedności, jeśli gra się na podziały. Ani frazesami o wolnych Polakach. Obecne rządy nie zrobiły niczego, aby zasypać podziały społeczne, które same wywołały. Obywatele polscy są tak podzieleni, że dialog społeczny stał się niemożliwy.

Czy mogło być inaczej? Chyba nie. Choć może powinno było być inaczej. Ta szansa istniała, ale bardzo krótko. Zniszczyła ją polityka i nasze kulturowe geny, które mylą wolność z rebelią.