Czuchnowski kontra Macierewicz

Prawica boi się nazywać rzeczy po imieniu. Ale Wojciech Czuchnowski się nie boi i właśnie nazwał rzeczy po imieniu podczas spotkania tzw. podkomisji smoleńskiej z mediami.

Dziennikarz wyszedł z roli i trudno mu się dziwić. Jak długo można zadawać pytania, na które nigdy nie dostaje się uczciwej odpowiedzi – albo się je wydrwiwa i zmienia temat? Jak długo można udawać, że nic się nie stało, dygnitarz państwowy tak ma, a dziennikarze muszą odgrywać swoje role, tak jakby to na tym polegał ten zawód i na niczym więcej?

Dziennikarz jest także obywatelem. Ma prawo się oburzyć, gdy zespół ludzi, sowicie opłacany z pieniędzy publicznych, wraz z jego mentorem, byłym ministrem, wprowadza w błąd opinię publiczną.

Czuchnowski nie ma za co przepraszać. Przepraszać powinni pracownicy mediów „narodowych” i stowarzyszenia dziennikarskie, które nie stanęły w obronie wolności słowa i prawa do dociekania prawdy, kiedy zaczęło się nękanie Tomasza Piątka, autora bestsellera „Macierewicz i jego tajemnice”.

Prawica z PiS na czele doprowadziła do sytuacji, w której rzetelne dziennikarstwo śledcze staje się zawodem wysokiego ryzyka, jeśli patrzy obecnej władzy na ręce.

Czuchnowski i Piątek za to, że dobrze robią to, co do nich należy, nie doczekają się od prawicy wyrazów uznania, tylko hejtu. Prawica nie przyzna nagród dziennikarskich ani im, ani autorom reportaży TVN o Igorze Stachowiaku, demaskującym zbrodnię policyjną na niewinnym człowieku, i o polskich neonazistach świętujących pod płonącą swastyką urodziny Hitlera.

Przepraszać powinni politycy i dziennikarze, którzy od lat tolerują, a nawet propagują kłamstwa smoleńskie. Kłamstwa te wyrządzają niepowetowaną szkodę społeczną i polityczną. Służą dzieleniu Polaków przy pomocy teorii spiskowych i w ten sposób utrzymują w Polsce stan wrzenia. Państwo, którego obywatele traktują innych obywateli tegoż państwa jak obcych i wrogów, jest od wewnątrz osłabiane w interesie sił zewnętrznych.