Głupota Marcina Króla

Marcin Król był głupi, kiedy czytał Hayeka? Nie był głupi. Czytać Hayeka w Polsce stanu wojennego to żaden wstyd, tylko elementarna samo-edukacja. Głupi to jest socjalista, co nie czyta wolno-rynkowców, od Adama Smitha po Balcerowicza, żeby ich potem rozkładać na łopatki (o ile da radę).

Ja też czytałem. Także Friedmanów, Guy Sormana, Ayn Rand. Jak się pożyło w schyłkowym realnym socjalizmie, to się marzyło, żeby żyć w świecie urządzonym według ich widzimisię. Ale to nie ma nic wspólnego z jakimś rynkowym czy antyrynkowym dogmatyzmem.

Wypowiedź Marcina zrobiła sporo szumu. Zachwyty są dziwnie selektywne. Podoba się, że Król mówi ,,głupi byliśmy”, wierząc w fikcję wolnego rynku; że krytykuje transformację i jej efekty społeczne (nierówność, zanik poczucia wspólnoty) i że prorokuje nam marny koniec, jeśli nie wrócimy do starych haseł – wolność, równość, braterstwo. Na wszelki wypadek przypomnę, że to hasła Rewolucji Francuskiej wywiedzione z filozofii Oświecenia. Jego radykalizm, jego oburzenie i pesymizm mają splątane korzenie, nie tylko rewolucyjne, także konserwatywne. To jest ciekawe, bo niejednoznaczne. Marcin nie flirtuje z nacjonalizmem, kaczyzmem, autorytaryzmem, bo mu się Hayek przestał podobać.

Król chce polityki na serio, a nie ,,administrowania”. Ale chce też powrotu do pytań o cel sensownego życia. Nie pytajmy, jak żyć, ale po co. Nie podoba mu się, że przestaliśmy zadawać pytania metafizyczne: skąd bierze się zło. Czy z jakichś fatalnych splotów wydarzeń, z natury ludzkiej, z indywidualnych decyzji? Od doktrynerów różni Króla odpowiedź, że ostatecznej, wszystko wyczerpującej  odpowiedzi na te fundamentalne pytania nie poznamy.

Dopiero w całości wypowiedź Marcina Króla waży, ile ma ważyć. Wybieranie z niej tylko samokrytyki i potępienia dogmatyzmu wolnorynkowego wypacza jej sens. To jest zaproszenie do wspólnej i poważnej refleksji, a nie jakiś ,,manifest lipcowy”. I za to ją cenię najbardziej.