Zaczarowana bryczka Ratzingera

Mija pierwsza rocznica szoku, jakim dla świata katolickiego było zrzeczenie się urzędu papieża przez Benedykta XVI. Ciekawe światło na Josepha Ratzingera rzuca rocznicowa rozmowa Katolickiej Agencji Informacyjnej z abp. Alfonsem Nossolem, zaprzyjaźnionym z byłym papieżem i najlepszym polskim znawcą jego teologii.

Nossol nie kryje, że jest entuzjastą Benedykta jako teologa, intelektualisty, przywódcy Kościoła. To nic niezwykłego. W polskiej elicie kościelnej notowania Benedykta są wciąż bardzo wysokie, wydaje mi się, że wyższe niż Franciszka (choć po wizycie ad limina mogą też pójść w górę i jego), a może nawet Jana Pawła II (w sensie dorobku naukowego, teologicznego). I to nie dziwi, bo Ratzinger rzeczywiście na niwie oficjalnej (zgodnej z doktryną i praktyką kościelną) teologii katolickiej jest wybitny, choć dla mnie bardziej inspirujące były dzieła mniej ortodoksyjne, np. Teilharda de Chardin, i bardziej ,,odjechane”, np. Chestertona, Mertona, Dupuisa, Griffthsa.

Ale rozmowy-rzeki Ratzingera z Peterem Seewaldem nawet teologiczny laik może przeczytać z pożytkiem. Układają się one w tę samą konserwatywno-ortodoksyjną narrację o rozchwianym, zaburzonym współczesnym świecie, poddanym ,,dyktaturze relatywizmu”. W tym świecie ostatnią latarnią nadziei jest chrześcijaństwo i Kościół rzymsko-katolicki.

Seewald, były wściekle lewicowy dziennikarz niemiecki, dziś ortodoksyjny katolik, jest dobrym przykładem, że ta narracja może być atrakcyjna dla  ludzi z jakichś, zwykle głęboko osobistych powodów, rozczarowanych albo zmęczonych kulturą wolności, indywidualizmu i ekspresji bez granic, używania życia.

Ale jest też motyw niezwykle sentymentalny. Tęsknota za światem, w którym wszystko było jakoś, gorzej czy lepiej, poukładane i oswojone. Abp Nossol wspomina, jak gościł w diecezji opolskiej kardynała Ratzingera, na długo, zanim ten został papieżem. Zabrał go na obchody jubileuszu 25-lecia święceń kapłańskich pewnego miejscowego księdza. Na granicy parafii czekała bryczka ozdobiona  kwiatami. Kardynał usiadł w bryczce, Nossol, z batem w ręce, obok woźnicy na koźle.

,,Po pobycie na tej uroczystości [Ratzinger] mówił, że czuł się zupełnie jak w Bawarii. Często mi powtarzał, że dostrzega mnóstwo podobnych elementów religijności śląskiej z bawarską. Na Śląsku Opolskim czuł się jak u siebie i o tym mówił. Miał poczucie, że jest u siebie”.

Polscy nacjonaliści zapewne nie zachwycą się tymi słowami Bawarczyka, ale polscy tradycyjni katolicy być może tak. Słowa kardynała czytam dziś jako wyraz nostalgii za bezpowrotnie chyba już utraconym światem religijno-kulturowym, jednolitym i hierarchicznym.

Ratzinger nie jest wyjątkiem. Takich religijnych nostalgików jest niemało, także w krajach kulturowo mieszanych, np. w Anglii. Znam kilku Anglików w dojrzałym wieku, którzy są anglikanami, ale jeżdżą do Polski, by poczuć przez kilka dni atmosferę swojego dzieciństwa i młodości, kiedy ich świat był podobny do tego, co wciąż można znaleźć w Polsce: księży w sutannach na ulicach, zakonnice w habitach, a nawet kornetach, bicie dzwonów i sygnaturek kościelnych.

Nie wiem, czy to jest komplement, że Polska jest postrzegana przez nostalgików takich, jak ci anglikanie i sam Ratzinger, jako religijny skansen. Dla mnie nie jest. Wolałbym, by na Polskę patrzono nie jako skansen czy ostatnią redutę katolicyzmu, lecz by szukano w niej religijnej, teologicznej, kulturowej inspiracji do dobrych zmian na przyszłość, w Kościele i świecie. Tak kiedyś było (Bracia polscy, Łaski, Frycz Modrzewski, kolokwium toruńskie, konfederacja warszawska) , ale przed wiekami.  Fajna ta bryczka Ratzingera, ale nie dla wszystkich, a jechać nią można tylko do tyłu.