Ach, co to był za film!

Zdołowany obrzydliwym nawrotem hasła ,,przywrócić karę śmierci” w wojnie Kaczyńskiego z Ziobrą, uciekłem do kina. Na ,,80 milionów” Krzystka. Jaka ulga.

Byłem jednym z tych ówczesnych plus minus trzydziestolatków, którzy szukali w Solidarności lat 1980-tych odtrutki na rzeczywistość ,,późnego” realnego socjalizmu. Jeśli film Krzystka potraktować nie tylko jako historię wrocławskich ,,muszkieterów” Piniora, Frasyniuka, Bednarza, ale też jako rodzaj zbiorowego portretu tej części mego pokolenia, która weszła wtedy do polityki, to przyznaję, że się w nim jakoś odnajduję.

Tak mieliśmy. Zero patosu, dużo humoru, radości, cieszenia się wolnością czytania, dyskutowania i sejmikowania, ale też poczucia, że mamy szczęście brać udział w czymś, co Polskę nieodwołalnie zmieni. Na lepsze. Na bardziej normalne. Ci młodzi nieco naiwni i narwani idealiści zostali w filmie pokazani prawdziwie –  w zwierciadle trochę komicznym, ale nie krzywym. Tak, jak na to chyba zasłużyli.

Frapująca postać ,,cichociemnego” to rewelacyjnie pomyślany i rozegrany łącznik między pokoleniem pierwszej Solidarności a pokoleniem akowskim. Na antypodach znaleźli się, też młodzi, funkcjonariusze ówczesnego państwowego aparatu przymusu i przemocy. Na czele z kapitanem SB Sobczakiem. Odrażającym, ale też prawdziwym. Tak dobrze zagranym przez Piotra Głowackiego, że może troszkę ten wątek zachwiał równowagę narracji. Tak jakby Krzystka za bardzo zafascynowało, jak można było być takim Sobczakiem, kiedy pojawili się solidarnościowi ,,muszkieterzy”. 

    
Z takimi Sobczakami zetknęliśmy się przed i po 13 grudnia. Już nawet nie udawali, że wierzą w socjalizm, chcieli się dowieźć do dobrej emerytury. I wyżyć się na nas ze swych stresów i frustracji.  Po roku 89 większość rozpłynęła się we mgle. W pewien sposób film Krzystka także ich ocala od zapomnienia.

Nie ma tu żadnego moralizowania. Co nie znaczy, że nie ma moralności – w wielu bohaterach filmu jest, taka normalna, że zachowują się przyzwoicie. Ludzie są różni, mają różne prywatne historie prowadzące ich tam, gdzie się znaleźli, kiedy wybuchła Solidarność. Próbują sobie jakoś z tym wybuchem radzić, jak potrafią. Esbecy i wywiad wojskowy stają po jednej stronie, Solidarność po przeciwnej, Kościół – też prawdziwie pokazany w tym wirze historii – pomaga Solidarności, ale pilnuje także swej racji bytu. Widz sam ma ocenić, kto miał w tamtym przełomowym czasie więcej racji.

Jeśli wziąć na serio ideę ,,polityki historycznej” jako rzetelnej odbudowy pamięci zbiorowej, to Krzystek pokazał, że jest to możliwe z pożytkiem przede wszystkim dla dzisiejszego młodego pokolenia.

Gratuluję twórcom filmu i wybaczam drobne wpadki (wtedy nie było telewizji satelitarnej, więc jakim cudem ,,muszkieterowie” oglądają we Wrocławiu radziecki dziennik telewizyjny? Chyba że czegoś nie wiem. Może na Dolnym Śląsku można było odbierać jakiś program robiony dla tam położonych baz Armii Czerwonej?).

Tak czy owak, kto ciekaw zapętleń najnowszej historii, niech śmiało bierze dzieci i wnuki na ,,80 milionów”. To odtrutka na wszystkie nasze obecne wojny polsko-polskie, śmierciofilów, mesjanistów, skin-patriotów itd.