Czeski żart

Nie to mnie dziwi, że czeski konceptualista wysmażył za grube pieniądze swoje dzieło na użytek Brukseli, lecz to, że w naszych mediach zawrzało. Ten odruch stadny mnie frapuje zwłaszcza u młodszego pokolenia. Może to zwycięstwo zza grobu PiSowskiej polityki historycznej? 

Patriotyzm i duma narodowa mogą mieć przecież także inne oblicza niż to lansowane przez obóz PiS-u i ojca Rydzyka. Patriotyzm nie wyklucza krytycznej refleksji o błędach i winach narodu, ani poczucia humoru pozwalajacego śmiać się z tego, co godne śmiechu czy kpiny w narodowym życiu.

Kto się obraża na artefakty? Zwłaszcza tak ulotne? Za dwa miesiące nikt nie będzie pamiętał o instalacji Czecha? Trzeba mieć głęboki kompleks niższości czy kompleks ofiary, by traktować takie produkcje paraartystyczne z śmiertelną powagą obrażonej dumy narodowej. W Brukseli od wielu lat można dostać żartobliwe rysunki podkpiwające z stereotypów na temat narodów członkowskich Unii.

Dzieło Czecha wpisuje się w tę tradycję, ale środkami bardziej nowoczesnymi. Mnie one nie rozbawiły, ale głównie dlatego, że mam nieco inne poczucie humoru i nie śmieszy mnie przedstawianie Bułgarii jako klozetu. Nieczytelny jest też dla mnie dowcip z księżmi i zakonnicami w Polsce dźwigającymi niczym amerykańska piechota morska na Pacyfiku podczas walk z Japończykami flagę tęczowej koalicji. Lepiej rozumiem zrobienie z Francuzów permanentnych strajkowiczów czy z Włochów obsesjonatów piłki nożnej. Cóż, popatrzyłem, poszedłem dalej.

Czy zawsze nasze media muszą dawać odpór w takich sytuacjach? Rozumiem jeszcze interwencje, ilekroć jakiś ignorant napisze o ,,polskich obozach zagłady” lub pomyli powstanie warszawskie z powstaniem w getcie warszawskim. Jestem daleki od posądzania tych zagranicznych dyletantów o świadome szkodzenie dobremu imieniu Polski, ale rzecz faktycznie zasługuje na reakcję (warto pamiętać, że i my robimy błędy, pisząc o historii innych narodów, a czasem wręcz deptamy komuś po odcisku, gdy np. wspominamy o tureckim ,,ludobójstwie” na Ormianach, choć sam uważam reakcję turecką za histeryczną).

A kto zna język angielski, ten wie, że wyrażenie ,,Polish death camps” nie jest jednoznaczne – można je rozumieć jako obozy na ziemiach polskich i zwykle w tym sensie bywa używane, na co wskazuje kontekst, w jakim się ono pojawia. Nie spotkałem w głównych mediach anglojęzycznych materiału, w którym by Polaków nazwano budowniczymi obozów zagłady czy autorami zagłady Żydów.

Teraz szykuje się nowa odsłona tego dramatu omyłek i nieporozumień. Wkrótce wejdzie na nasze ekrany holywoodzki film o żydowskich partyzantach, braciach Bielskich. Niedouczeni patrioci już zapowiadają protesty i bojkoty pod pozorem, że film robi bohatera z mordercy Polaków cywilów. Nic to, że zarzuty te wielokrotnie oddalono w pracach historyków tematu. Dla szownistow i antysemitów każdy pretekst dobry, by zagrać na emocjach i kompleksach. Ale może się mylę, może tym razem nie damy się złapać na ten haczyk. Więcej będę miał do powiedzenia, kiedy obejrzę ,,Opór”.