Mecenas Rogalski, czyli schizofrenia smoleńska

Ciekawa rzecz z mecenasem Rogalskim. Nigdy nie budził mego zaufania. Ani dawniej, gdy podtrzymywał smoleńskie teorie spiskowe, ani teraz, kiedy je odrzuca. Nie wygląda mi też na platformianego konia trojańskiego w obozie smoleńskim. Szwarccharakterem w jego ,,narracji” ‚ jest dziś poseł Macierewicz, a nie prezes Kaczyński.

 

To Kaczyński uczynił ze sprawy katastrofy smoleńskiej, w której stracił członków rodziny, temat przewodni polityki polskiej. A z Macierewicza swą prawą smoleńską rękę. Dziś to jest tandem. Prezesowi  byłemu premierowi wolno mniej w sferze publicznej niż posłowi. Poseł może mówić rzeczy, których prezes nie może, choć myśli podobnie. Smoleńsk w sensie politycznym jest produktem ich obu: Kaczyńskiego i Macierewicza.
Mecenas Rogalski przyznaje, że żył w ,,schizofrenii smoleńskiej”?. Czemu tak długo czekał z tym wyznaniem? Czemu naraża się teraz na zarzut złamania tajemnicy adwokackiej, który dodatkowo obniża jego wiarygodność? Trudno to ułożyć w jakąś spójną całość, chyba że nie o spójność tu chodzi, lecz o powrót na scenę publiczną, aby podreperować pozycję zawodową być może nadszarpniętą przez wcześniejsze upartyjnienie. Kto przytomny by chciał wynająć adwokata kojarzonego z polityką smoleńską?

Nie wiem. Ale może prawdziwe powody tego coming-outu Rogalskiego są całkiem inne. Może rzeczywiście chciał z siebie wyrzucić wszystko, co zobaczył i usłyszał w czasach, gdy jego klientem był prezes, a otoczeniem ludzie PiS z ,,cynicznym” Macierewiczem na czele. 

Tak czy inaczej, narobił sporo szumu politycznego. Zaszkodził PiSowi i PiS mu tego nie zapomni. Będzie napiętnowany jako zdrajca, jako ,,człowiek, który się skończył” (kolejna pamiętna fraza nieocenionego złotoustego posła Hofmana).

Ale politycznie ważniejsze jest coś innego. Że przy okazji Rogalskiego zaczyna się mówić o narastającej w PiS niechęci do Macierewicza. Bo ciągnie PiS na smoleńskie dno (trochę tak jak poseł Gowin ciągnie na dno Platformę, opowiadając o sobie jako rycerzu obrońcy wszystkich zarodków). W tym sensie Rogalski oddał przysługę tej części PiS, która Macierewicza chętnie by się pozbyła. A w istocie może równie chętnie pozbyłaby się i samego prezesa, bo tylko w ten sposób PiS jako partia  mógłby wyjść z schizofrenii smoleńskiej, czyli mówienia rzeczy, w które się nie wierzy, ale które się mówi, bo tego oczekuje prezes i twardy elektorat.