Czemu Suski puścił farbę?

Suski nie jest taki głupi, żeby pleść, co mu ślina na język przyniesie. To totumfacki Kaczyńskiego oddelegowany do komisji do specsłużb. Zmiana pisowskiej „narracji” o skandalu z Pegasusem – wymuszona przez powstanie komisji senackiej i wolne media – może być sygnałem, że Kaczyński liczy się z czarnym scenariuszem, czyli powstaniem sejmowej komisji z uprawnieniami śledczymi i przegrupowuje szyki.

Na czym zmiana polega, wszyscy wiemy: przestali się wydurniać, zaczęli grę polityczną. Ale tym razem są w defensywie. Wiedzą, że nawet jeśli sejmowa komisja nie powstanie, to i tak wciąż będzie pracowała komisja senacka, a jej obrady będą śledzić w niezależnych mediach, na czele z TVN, także wyborcy i działacze PiS, obgryzając paznokcie. Każda komisja śledcza to zawsze widowisko o dużej sile rażenia politycznego.

Nic mi nie przeszkadza, że Tusk z Budką dobili targu z Kukizem. To polityka realna, niepiękna, ale w interesie publicznym. Zniosę nawet rockowca jako szefa tej komisji, gdyż to dodatkowo utrudnia ataki kurwizji, bo przecież Kukiz jest dziś w orbicie Kaczyńskiego. Mam wątpliwość, czy mandat sięgający do pierwszego rządu pisowskiego jest wykonalny, ale gdyby na początek komisja wzięła pod lupę Pegaza, to niech będzie.

W końcu tak naprawdę przedmiotem jest tu rzecz fundamentalna: czy Polską rządzą służby specjalne? Kto kontroluje policje „jawne, tajne i dwupłciowe”? Jak się przed tym szpiegującym 24/7 „wielkim bratem” ma skutecznie bronić nasz system demokratyczny i wyborczy? Ustalenia którejś komisji – realnej senackiej czy potencjalnej sejmowej lub obu łącznie – byłyby punktem wyjścia do debaty parlamentarnej, a po zmianie rządu (bo przecież nie za ministrów Kamińskiego i Wąsika, od których gra się zaczęła) do reformy ustrojowej, dającej demokratycznie wybranej władzy realną kontrolę nad służbami specjalnymi.

Poseł Suski, członek zwyczajnej komisji sejmowej mającej nadzorować te służby, wypalił przed kamerami, że szpiegowanie Pegazem nie było masowe, raptem kilkaset osób. Tym samym nie tylko przyznał, że szpiegowanie miało miejsce – przełom „narracyjny” stanowiła deklaracja Kaczyńskiego, że państwo powinno mieć takie narzędzie – ale też to jakoś ukonkretnił. Po co? Żeby zbliżyć nas do prawdy czy postraszyć? Wyciągnięta z rękawa liczba „kilkuset” szpiegowanych musi rodzić dalsze pytania: kim są, czy rzeczywiście była przepisowa zgoda sądu i czy sędzia wiedział, na co się zgadza, czy może był manipulowany, czy inne specsłużby też dostały Pegaza, bo i tak można by odczytać wypowiedź Suskiego?

Idźmy dalej: ilu ze szpiegowanych to faktycznie mafiozi, przekręcacze, terroryści in spe, a ilu to ludzie legalnej opozycji. Czy będziemy jeszcze mieli uczciwe wybory w takiej sytuacji, a specsłużby będą robić, co do nich należy, czyli chronić państwo i obywateli, a nie szpiegować przeciwników partii rządzącej? Czy to Netanjahu skusił Szydło i Orbána, by się przesiedli z furmanki na Pegaza?

Komisja sejmowa miałaby wielkie pole do działania i mnóstwo do roboty. Jeśli Budka z Tuskiem weszli w tej sprawie w spółkę z Kukizem, to przecież nie po to, by popełnić harakiri na oczach społeczeństwa. Muszą mieć gwarancję, że komisja będzie zdolna do pracy. Przyjrzyjmy się, jak jest ona opisana ustawowo. Może liczyć do 11 posłów, dobranych tak, by reprezentowali układ sił politycznych w Sejmie. Do jej powołania potrzeba bezwzględnej większości głosów, czyli liczba głosów „za” musi być wyższa niż głosów „przeciw” i wstrzymujących się. Czy to jest możliwe?

Słyszymy od posłów opozycji, że szanse są pół na pół. Ale przecież to zależy nie tylko od woli politycznej, bo także od frekwencji i trybu głosowania. Gdyby za komisją zagłosowały wszystkie kluby i koła niezwiązane z obecną większością, byłoby to 215 głosów, z konfederatami (ale czy by się nie wstrzymała część z nich?) 226. Gdyby stawili się na głosowanie wszyscy posłowie i posłanki PiS – „przeciw” (bo chyba nie „za”) byłoby 228 głosów, a możliwe, że 234, jeśli dodać niezrzeszonych, zwykle głosujących z PiS. Bezwzględnej większości „za” nijak tu nie widać.

Chyba że czegoś nie wiemy. I lista gotowych do poparcia komisji obejmuje też jakiś niejawny zespół dysydentów w obozie Kaczyńskiego i Ziobry. Może dlatego marszałek Witek już zarządziła kontrolę techniczną systemu głosowania zdalnego. A ma jeszcze inne środki kontroli procesu legislacyjnego, a jej lojalność względem Kaczyńskiego nie ustępuje posłuszeństwu Suskiego. Jakoś trudno uwierzyć, by nie próbowali abortować komisji za każdą cenę. A w jej ramach, gdyby cudem powstała, żeby nie próbowali dezorganizować jej śledztwa.

Na razie powiało normalnością tylko w Senacie. Tak powinna wyglądać polityka w państwie demokratycznym. Ale treść dotychczasowych wystąpień przed komisją senacką to już w żadnym razie nie jest normalność, tylko dno moralne, jakiego sięgnęły rządy Kaczyńskiego i Ziobry. Tego porażającego bezprawia nie da się zamieść pod dywan, rozmiękczyć, rozbroić. Między innymi dlatego, że Kaczyńskiemu nie udało się skorumpować politycznie Senatu, za to obywatelom udało się obronić TVN przed wrogim przejęciem.