Morawiecki nie odda ani guzika

Po wtorkowym wystąpieniu premiera Morawieckiego w Parlamencie Europejskim wszystkie maski opadły. Ręce też. To jest kurs na kolizję, a polexit będzie jego finałem pod taką czy inną postacią. Jest jednak nadzieja, że przemówienie to adresowana głównie do elektoratu pisowskiego i do niechętnych integracji europejskiej eurodeputowanych skrajnej prawicy i lewicy. W kuluarach Morawiecki spuści z tonu, bo bez miliardów euro jego Polski Ład spali na panewce.

Nawet jednak jeśli jego nieprzyjazne Brukseli, twarde w tonie, słabe w argumentacji, przemówienie jest politycznym teatrzykiem, pogarsza dodatkowo wizerunek Polski pod rządami PiS. Antybrukselskie filipiki pisowskich eurodeputowanych to nie to samo co przemówienie szefa polskiego rządu. Polskę obóz Kaczyńskiego przeciągnął z pozycji beniaminka Unii Europejskiej na pozycję największego obstrukcjonisty.

Morawiecki nie jest tak odklejony, by tego nie widzieć. A zatem taka jest obecna linia Kaczyńskiego. Mówić na okrągło, że nie chcą z Unii wychodzić, i mnożyć jednocześnie oskarżenia i fałszywe kontrargumenty o antybrukselskiej wymowie. Sedno sporu dotyczy orzeczenia kontrolowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego. Można je porównać do wsadzenia grubego kija między szprychy, hamującego normalne funkcjonowanie UE. Albo do wyjęcia głównej belki z konstrukcji nośnej, co powoduje jej zawalanie.

Tą belką jest zasada pierwszeństwa prawa unijnego przed narodowym w dziedzinach określonych w traktacie o UE. Morawiecki o tym wie, lecz trzyma się nacjonalistycznej wykładni tej zasady, sprzecznej z literą i duchem prawa unijnego. Z dwóch powodów: bo chce wytargować w Brukseli akceptację pisowskiego planu odbudowy w zamian za jak najmniejsze ustępstwa w kwestii „fundusze za praworządność”, a po drugie, chce zaimponować siłom antyunijnym w Europie i Polsce. Nie odda ani guzika brukselskiej „eurokracji”.

Tym guzikiem byłoby wykonanie orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE bez podważania jego kompetencji i zasłaniania się orzeczeniem polskiego TK. Morawiecki tego nie chce, proponuje pseudoustępstwo w postaci likwidacji tzw. Izby Dyscyplinarnej naszego Sądu Najwyższego w jej obecnym kształcie. Tymczasem sam Kaczyński już potwierdził publicznie, że obecna władza będzie kontynuować „reformę” naszego sądownictwa, czyli jego obezwładnienie. Celem tych zmian jest przekształcenie sędziów w posłusznych wykonawców woli politycznej Kaczyńskiego i Ziobry, czyli likwidacja ich niezawisłości.

Cele obecnej władzy są nie do pogodzenia z zasadami praworządności w rozumieniu UE. Morawiecki w swym wystąpieniu dał poważne powody do zaniepokojenia gremiów brukselskich z Komisją Europejską na czele. Cały ten konfrontacyjny galimatias wynika z odrzucenia przez obóz Kaczyńskiego nie tylko pierwszeństwa prawa unijnego, ale też idei integracji europejskiej.

PiS widzi Unię nie jako wspólnotę wartości, tylko jako wielki wolny rynek i szafarza hojnych funduszy na zasadzie „bo nam się to po prostu należy” bez żadnych warunków. Tylko w tej części Unię toleruje. Tylko z tak rozumianej Unii nie chce wychodzić. To nieuchronnie prowadzi do kryzysu stosunków między Polską pod rządami PiS a UE. Tak poważnego jak nigdy dotąd i tak zgubnego w skutkach dla obu stron.