Do kosza z deklaracją Netanjahu–Morawiecki

Klapa za klapą. Teraz w Izraelu, przedtem w Parlamencie Europejskim. Pamiętamy zachwyty propagandy pisowskiej po ogłoszeniu wspólnej deklaracji premierów Netanjahu i Morawieckiego o zażegnaniu kryzysu wywołanego w stosunkach z Izraelem durną pisowską nowelizacją holokaustową. Odtrąbiono sukces i zamknięcie sprawy.

Rozsądny patriota wcale nie cieszy się z tego, że rząd Morawieckiego zalicza porażkę za porażką, bo skutki tego plamią wizerunek całej Polski i zwiększają naszą izolację międzynarodową. Kiepski premier, jeszcze bardziej kiepski rząd – to nie tytuł do chwały, tylko problem państwowy.

Kontrolowana przez PiS TVP dumnie ogłosiła, że deklarację ogłoszą największe dzienniki świata. No i ogłosiły. Także w Izraelu. I wybuchł skandal, którego sztab prezesa Kaczyńskiego i jego emisariusze nie przewidzieli, bo nie znają się ani na polityce izraelskiej, ani na tym, jakie miejsce zajmuje w niej (a także w polityce amerykańskiej) zagłada Żydów europejskich.

„Bibi” Netanjahu nie jest w Izraelu odpowiednikiem prezesa Kaczyńskiego. Jest politycznie bez porównania silniejszy niż w Polsce Morawiecki, ale nie tak silny, jak wyobrażali sobie ludzie Kaczyńskiego. W lutym policja ogłosiła, że są dowody, iż premier dopuścił się korupcji. Izrael jest demokracją, w której poszli już siedzieć były prezydent Kacaw (za gwałt) i były premier Olmert (za przyjęcie łapówki). Netanjahu oczywiście zaprzecza, jednak niezależni od władzy prokuratorzy i sędziowie mogą mieć inne zdanie.

A wtedy wstyd się będzie przyznawać do politycznej kooperacji z premierem siedzącym za przekręty. I do politycznego handlowania z nim końmi: Bibi jakoś rozgrzeszy Polskę z antysemityzmu, „Mati” wjedzie do Jerozolimy na ośle razem z innymi liderami wyszehradzkimi, aby pokazać światu, jak bardzo postkomunistyczna Europa kocha Netanjahu.

Deklarację ogłoszono 27 czerwca, a już 5 lipca ośrodek Yad Vashem odpowiedział na deklarację premierów swoją. Druzgocącą. Wytykającą grube błędy i kłamliwe twierdzenia, zniekształcające prawdę historyczną. Tak kończy się polityka obliczona na krótką metę.

Zamiast chronić i chwalić wielki dorobek badań nad Szoa w Polsce, Morawiecki sygnuje swym nazwiskiem dokument, który teraz kwestionuje w Izraelu najważniejsze centrum naukowych studiów nad Holokaustem.

Propisowska prawica broni się przez atak. Lustruje wybitnego historyka z Yad Vashem: miał związek z NKWD. Taka obrona tylko PiS-owi w Izraelu i USA dodatkowo zaszkodzi. Twardogłowy minister edukacji w koalicyjnym rządzie „Bibiego” żąda odwołania deklaracji jeszcze przed zbliżającymi się wyborami.

Być może politycy obecnej generacji nie potrafią już bez cynizmu. Ale cenę za to płaci prawda historyczna i edukacja społeczna, a to zemści się w końcu także na politykach.

Celnie ujął to prof. Jan Grabowski, komentując deklarację Netanjahu–Morawiecki: „Czas, żeby politycy – zarówno rządzący dziś Polską nacjonaliści, jak i nerwowo szukający dyplomatycznych sprzymierzeńców politycy izraelscy – zrozumieli, że próby fałszowania historii największej tragedii w dziejach ludzkości są z góry skazane na porażkę”.