Gdzie te głodne dzieci Napieralskiego?

Może i są gdzieś w Polsce, ale gdzie? Pan Napieralski chce je karmić z budżetu, kto by nie chciał? Na przykład z oszczędności, jakie dałaby likwidacja INP lub wyjście z Afganistanu. W te szczegóły techniczne tu nie wnikam. Nie zamierzam też wyśmiewać samego pomysłu.

Przeciwnie, traktuję go serio, bo jeśli dzieci w Polsce głodują, to jesteśmy w Trzecim Świecie i trzeba im pomóc. Jeśli są i nie mogą liczyć na swoje naturalne otoczenie społeczne, na lokalny samorząd, ani parafię, to potrzebna jest interwencja ze szczebla rządu.

Tylko o jakie dzieci chodzi politykowi SLD? Ja w swych dziennikarskich kontaktach od dawna tego wątku nie spotykam. Owszem, u początków przemian po 1989 r. słyszałem dużo o zaniedbaniu dzieci np. bieszczadzkich. Janina Ochojska opowiadała mi o tym z przejęciem, zrobiła dla niech wiele z pomocą swej organizacji społecznej i życzliwych mediów.

W Bieszczadach od dawna nie byłem, ale odwiedzając inne kiedyś mocno zapóźnione rejony kraju, głównie na kresach zachodnich i wschodnich, obserwuję znaczącą poprawę stopy życiowej tamtejszych mieszkańców. To widać po zabudowie, infrastrukturze, ubiorze i wyglądzie ludzi. Dzieci wyglądają identycznie jak wielkomiejskie, nie słaniają się z wycieńczenia i głodu. Mam wrażenie, że Napieralski znów pojechał po bandzie. Tym razem na plecach dzieci, co działaczowi lewicy nie przystoi szczególnie.