Powódź i polityka

Najpierw Smoleńsk, teraz powódź. Powódź będzie testem rządu pana Tuska:politycznym. Już jest. Tusk zrobił na mnie wrażenie, gdy rozmawiał twarzą w twarz z poszkodowanymi i zagrożonymi w gminach. Ma dar rozmowy, widać, że nie boi się ludzi i budzi w nich respekt. Tu Tusk zarobił propagandowo. Takiej postawy należy oczekiwać od szefa rządu, gdy obywatele są w biedzie.

Pojawia się pytanie, czy powinien także ogłosić stan klęski żywiołowej. Byłaby to decyzja brzemienna w konsekwencje także polityczne: odsunięcie wyborów prezydenckich o, z grubsza, trzy  miesiące. Dziś i premier, i marszałek Komorowski, nie widzą takiej potrzeby. Nie wiem, czy słusznie, ale nie chcę przez to powiedzieć, że powinno się natychmiast taki stan ogłosić.

Powódź będzie testem nie tylko, a nawet nie głównie, kandydatów na prezydenta czy umiejętności rządu w porozumiewaniu się z społeczeństwem. Będzie, już jest, testem sprawności państwa. Na razie nie ma z tym tragedii, ale powodziowe tarapaty jeszcze nie ustały. Skutki powodzi będą problem kosztownym i długotrwałym. Jak to się przełoży na politykę, nie wiemy.

Dla rządu pana Cimoszewicza przełożyło się boleśnie, choć w zasadzie powiedział prawdę: trzeba się ubezpieczać. Ale nie tego oczekiwali wtedy powodzianie, a media wzięły go dość histerycznie na widelec.

Dziś po 13 latach znów padają te same zarzuty o opieszałość i obojętność służb i samorządów w obliczu powodzi. A także ze strony fachowców o przestarzałym podejściu do systemu ochrony przeciwpowodziowej. Nie wiem, nie znam się. Wiem, że gdy dochodzi do wielkich katastrof naturalnych, nie ma mocnych: pamiętamy Nowy Orlean.

Przesunięcie terminu wyborów dziś można by uznać za korzystne dla Komorowskiego i PO. Sprawę smoleńską przysłoni powódź, a jeśli Tuskowi i rządowi będzie dalej szło dobrze, jak idzie im teraz, to wygrana marszałka może być jeszcze większa niż zanosi się na to teraz.

To, że ani Tusk, ani Komorowski nie kwapią się jednak do tego posunięcia, świadczy o ich poczuciu odpowiedzialności za budżet państwa, który musiałby skutki tej decyzji sfinansować. Świadczy też o tym, że nie są tak cyniczni, jak insynuują ich przeciwnicy, którzy za jedyny cel obozu Tuska uważają utrzymanie się u władzy. I nie mówcie, że Platforma nie chce stanu klęski, bo czuje, że teraz ma większe szanse pokonać pana Kaczyńskiego. Moim zdaniem szanse ma dziś i miałaby we wrześniu, podobnie duże.

Ale chwilami trudno opędzić się od myśli, że zaciążyło nad Polską jakieś polityczne fatum wybijające nas, od pięciu już lat, z normalności.