To nie wojna, tylko rewolucja obywatelska

To nie bitwa ani wojna, tylko rewolucja obywatelska. Wojnę części społeczeństwa wydał obecny obóz władzy, gdy odpowiadał obelgami i pogróżkami na słuszne protesty obywatelskie przeciw łamaniu zasad demokracji konstytucyjnej.

Zgłoszenie podwójnego weta przez prezydenta nazwano po stronie protestujących wygraną bitwą. Unikałbym języka militarnego. Protesty obywatelskie nie są bitwą, a obrona zasad demokracji to nie wojna. Protesty są pokojowe, niekonfrontacyjne, pozbawione agresji, konstruktywne i kreatywne.

Wpisują się we wspaniałą tradycję pokojowych zmagań o prawa i swobody obywatelskie w Polsce i świecie zachodnim, od sprzeciwu wobec niewolnictwa i wobec dyskryminacji kobiet, sprzeciwy wobec dyskryminacji obywateli ze względu na kolor skóry czy orientację seksualną – aż po ruch Solidarności.

Dlaczego rewolucje obywatelskie (choć nie zawsze) osiągają swoje cele, mimo że mają przeciwko sobie państwowy aparat przemocy siłowej i symbolicznej? Bo racja moralna leży po ich stronie.

Wysuwana przeciwko nim propaganda w stylu TVP i teorie spiskowe w stylu pana Targalskiego działają tylko przez pewien czas i tylko na przekonanych. Kampanie nienawiści i zniesławiania są dowodem bezsilności, braku argumentów, złej woli.

Obecny obóz rządzący doszedł do władzy pod hasłami, że będzie służył obywatelom. Widzimy jednak, że ignoruje protesty i żądania obywateli, którzy nie zgadzają się z jego polityką – na przykład z likwidacją gimnazjów. Powstaje wrażenie, że dla obecnej władzy pełnoprawnym obywatelem jest tylko jej sympatyk. To musi prowadzić i prowadzi do konfliktów.

Rafał Zakrzewski przypomniał w „GW”, że „politycy to też obywatele” i że to „partie wygrywają wybory, a nie ruchy społeczne”. Nie ma sensu wykluczanie polityków z akcji obywatelskich. Bez polityków PO, Nowoczesnej, PSL nie byłoby obecnej fali protestów w tym sensie, że najpierw, z pokoleniem Solidarności i KOD, przygotowywali grunt pod wydarzenia lipcowe. Młodzi dołączyli, gdy do nich dotarło, że naprawdę zagrożona jest ich wolność. Że mogą im zablokować internet, zabrać swobody obywatelskie i wyprowadzić Polskę z UE. I tak powstała masa krytyczna.

Rewolucja obywatelska jako odpowiedź na prawicową kontrrewolucję kulturową i na likwidację demokracji konstytucyjnej nie powiedzie się bez współpracy wszystkich sił prodemokratycznych i proeuropejskich. Przydadzą się wszyscy: partie opozycyjne w parlamencie i poza nim, organizacje i ruchy obywatelskie, społeczne, miejskie, tożsamościowe, niezrzeszeni. Do absolutnie niezbędnych sporów o Polskę będą mogły wrócić po zażegnaniu obecnego zagrożenia demokracji konstytucyjnej w Polsce.

Istota naszego obecnego sporu jest pochodną naszej najnowszej historii i naszych memów kulturowych. Nie wynika z żadnej gry politycznej elit ani inspiracji zewnętrznej z Niemiec. Polacy nie cenią sobie konserwatywnej ciągłości instytucji państwa i prawa, demokratycznych zasad kompromisu i konsensu. To nam przeszkadza rozwijać się tak, jak byśmy mogli, będąc dużym krajem na pograniczu Zachodu i Wschodu. Sami zaprzepaszczamy swój dorobek. Polsko-polskie wojny na górze i na dole, napędzane emocjami i podsycane przez rosyjskich agentów wpływu, są naszym narodowym przekleństwem.