Nie ma innej opcji

„Lwów jest wszędzie”, napisał Adam Zagajewski w pięknym i mądrym wierszu „Jechać do Lwowa”. Dziś czytamy go ze świadomością, że skończą się wycieczki Polaków do Lwowa i w inne drogie polskim sercom miejsca, jeśli Ukraina wróciłaby do ruskiego miru na mocy paktu Trump-Putin. Skończy się nie tylko masowa i sentymentalna turystyka, ale też swobodna wymiana kulturalna między naszymi społeczeństwami i wymiana gospodarcza.

Stracimy wielki i chłonny rynek. Nie będziemy partnerem w odbudowie Ukrainy ze zniszczeń wojennych. Nie zainwestujemy i nie zarobimy dużych pieniędzy. Będziemy zamiast tego wydawać ogromne sumy na zabezpieczenie naszej granicy z Ukrainą, gdyby stała się ona de facto naszą granicą z Rosją Putina. Zamieni się w jakiś nowy mur dzielący wolny świat od panmongolizmu „dzikich Scytów”.

Bilans strat grożących nam w tym czarnym scenariuszu nie powinien pozostawiać wątpliwości: upadek wolnej Ukrainy i poddanie jej kontroli Rosji byłby katastrofą dla Ukrainy, a dla nas lawiną problemów dużo większych niż te wynikające z konkurencyjnego względem Polski potencjału ekonomicznego Ukrainy.

Weźmy politykę: napięcia i tarcia między Polską i Ukrainą na tle Wołynia i niechętnych nam (ale marginalnych) środowisk skrajnie nacjonalistycznych mogłyby tylko wzrosnąć, gdyby Rosja zainstalowała w Kijowie rząd kolaborancki. Taki rząd próbowałby zniweczyć cały dorobek w naszych relacjach po 1991 r., kiedy jako pierwsi na świecie uznaliśmy niepodległość Ukrainy (do czego nie namawiał ówczesny prezydent USA Bush starszy) i gdy otwarliśmy nasze granice dla uchodźców po napaści Rosji trzy lata temu.

Zmiana nastawienia do Ukrainy w polskim społeczeństwie i w znacznej części naszych elit to sól w oku Kremla. Moskwa zrobi wszystko, by to zbliżenie nie przetrwało. I to się już dzieje: rosną notowania ugrupowań i liderów antyukraińskich w naszej polityce. Jeśli pisowski kandydat na prezydenta RP mówi językiem Putina lub Trumpa o Ukrainie, to może urwać trochę głosów konfederatom, ale Polsce szkodzi. A kiedy głos nacjonalistów słychać mocniej niż głos na rzecz współpracy wynikającej z racji stanu Polski i Ukrainy – jest nią niepodległość naszych państw – kwestie historyczne nie mogą dominować nad polityką realną.

Polska wolna i demokratyczna nie ma innej opcji, niż wspierać wolną i demokratyczną Ukrainę. Nie ma też innej opcji na scenie międzynarodowej, niż angażować się w koalicję chętnych i gotowych do hamowania zakusów Rosji w naszej części Europy.