Przerażeni i samotni

Ostatnie posiedzenie Sejmu II RP odbyło się 2 września 1939 r., kiedy lotnictwo niemieckie bombardowało Warszawę. Głos zabrali m.in. posłowie ukraińscy i przedstawiciel koła posłów żydowskich, który zakończył wystąpienie okrzykiem: „Niech żyje zwycięstwo Polski”. Ostatnim mówcą był marszałek Wacław Makowski: „Podczas gdy hasłem naszego wroga jest tu się ma słuchać rozkazu, zawołanie polskie brzmi: za wolność naszą i waszą”.

Te sceny opisane przez Andrzeja Zakrzewskiego, historyka naszego parlamentaryzmu, przypomniały mi się po piątkowym wystąpieniu w Sejmie premiera Tuska. Zasadnicza różnica jest oczywista: wtedy międzywojenne państwo polskie upadało pod ciosami Niemców, a od 17 września i Sowietów. Dziś nasze państwo funkcjonuje w przymierzu z UE i NATO, a głos Polski ma w nich znaczenie. Wierzymy, że w razie czego nie zostaniemy przerażeni i samotni jak w tragicznym 39.

Dwie rzeczy łączą jednak te całkiem różne momenty: powrót tematu „wojny” nie tylko w debacie politycznej, ale i w naszych domowych rozmowach. A po drugie, konsens wokół bezpieczeństwa Polski. Temat zszedł pod strzechy. Tak jak przed wybuchem drugiej wojny światowej. Gdyby działały wtedy całodobowe kanały informacyjne, uważni ich odbiorcy nie mogliby powiedzieć, że nie wiedzieli, co się święci. Dzisiaj mamy Himalaje informacji, opinii, analiz, raportów, dyskusji dotyczących trzeciej wojny światowej, a i tak natura ludzka jest taka, że wypiera złe wieści albo je rozcieńcza. Bo ludzie wolą się łudzić, że jakoś to będzie.

Na szczytach polityki też takich złudzeń nie brakuje. Tusk ma rację, że nadzieja bez strategii może być zawodna, a czasem bywa po prostu chowaniem głowy w piasek. Tak jak w Monachium w 1938 r. O losie Czechosłowacji decydowano tam bez jej przedstawicieli. Byli w Monachium, ale zaproszenia do rozmów o przyszłości własnego państwa się nie doczekali.

Dziś Tusk powtarza „nic o Ukrainie bez Ukrainy”. W tej sprawie mówi jednym językiem z prezydentem Dudą. Kaczyński powściąga swój bazyliszkowy język. Czy to dowód, że mamy konsensus? Nie sądzę, bo skrajna prawica i część PiS mówi Trumpem i Putinem. W tym kandydat Nawrocki. Mamy więc problem z konsensusem w klasie politycznej, a ta powinna go wypracować i chronić jako polską rację stanu.

Konsens polega na zgodzie głównych sił politycznych w konkretnej sprawie. Ponad różnicami i interesami w tych ugrupowaniach. W poczuciu, że chodzi o coś w polityce najważniejszego: możliwość uprawiania polityki we własnym państwie bez zewnętrznych nacisków i wewnętrznych manipulacji dyktowanych walką o głosy.

Wolne i demokratyczne państwo jest ważniejsze niż interesy partii politycznych. O takie państwo walczą dziś Ukraińcy. My je mamy bez wojny. Ale nic nie jest dane na zawsze. Jak się o tym przekonaliśmy nie jeden raz w naszej historii. Minister spraw zagranicznych Józef Beck w maju 1939 r. wypowiedział w Sejmie pamiętane do dziś słowa: „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”.

A tu na mównicę po Tusku wchodzi poseł Ociepa i cytuje przestrogę Piłsudskiego przed zdrajcami. No przecież nie mógł mieć na myśli Macierewicza, więc kogo? Tak ten konsens wygląda w czasie kampanii prezydenckiej. Nawet bezpieczeństwo państwa muszą wykorzystać do lansowania antyukraińskiego Nawrockiego.

Tusk pewno by się zgodził z Beckiem, że Polacy nie są genetycznie pacyfistami. Słowa „honor” raczej nie używa, bo to nie jego język naszpikowany patriotycznymi sterydami. Ale na państwie mu zależy i stąd jego wołanie o konsenus w sprawie jego kondycji w czasie marnym, jaki obecnie przechodzimy.

Sugestie, jakie przedstawił w tej sprawie w piątek w Sejmie, są dobrym kierunkiem: nie podważać naszych przymierzy z Zachodem i USA, bronić granicy jako wschodniej flanki przed agresywną Rosją, nie oszczędzać na armii i przemyśle militarnym, szkolić po „szwajcarsku” samoobronę. Niestety: chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. W tych ramach Tusk zaznaczył, że może wypowiedzieć konwencje zakazujące stosowania broni kasetowej i min przeciwpiechotnych. Kontrowersyjne. A czy wpisać 4 proc. PKB na obronność do konstytucji, jak chce Duda? Można i o tym podyskutować. Byle do rzeczy i nie za długo.