Anatomia obstrukcji

Kiedyś może „naiwny liberał”, dziś państwowiec z zasadami, który woli rozmawiać, niż przemawiać. Taką drogę przeszedł Donald Tusk i takiego premiera potrzebuje Polska po rządach Kaczyńskiego. Prawie 48 proc. Polaków uważa, że pod rządami koalicji 15 października stan polskiej demokracji się poprawi. Ponad połowa, że W&K powinni odsiedzieć swoją karę.

Na tle Tuska widać, jak lichy jest format liderów totalnej opozycji pisowskiej. Z przestępców robią bohaterów, wypuszczają w świat komunikat, że mamy „więźniów politycznych”, a oni będą walczyć o nich, demokrację i praworządność. W rzeczywistości napędza ich tylko wściekłość podszyta strachem przed rozliczeniami.

Wywiad szefa rządu, de facto najważniejszego urzędnika państwa polskiego, nie był widowiskiem, lecz trzeźwą refleksją nad kondycją RP po ośmiu latach rządów „zjednoczonej prawicy”. Niektórzy komentujący uznali, że premier jest znużony, a może nawet przerażony ogromem zadań, jakie stoją przed nim i jego rządem.

Nie miałem takiego wrażenia. Donald Tusk był w tej rozmowie z przedstawicielami największych telewizji po prostu uczciwy. Tak, kondycja państwa i prawa po PiS jest fatalna, ale czyszczenie stajni Augiasza się zaczęło i będzie kontynuowane. Konsekwentnie, zgodnie z wyborczymi obietnicami. Mimo że premier przyznał, że pisowska nienawiść do niego bywa czasami trudna do zniesienia.

Do linii Tuska dobrze pasuje slogan „siła spokoju”: im bardziej PiS atakuje, przekraczając kolejne granice w debacie publicznej, tym większa determinacja nowego szefa rządu. Tusk w Gdańsku na obchodach piątej rocznicy zabójstwa Pawła Adamowicza powiedział, że chce uwolnić Polskę od pogardy i nienawiści.

Górnolotne słowa. Ilu z nas wierzy, że to możliwe, kiedy codziennie napływają wiadomości, że w obozie PiS, włącznie z Pałacem Prezydenckim, nie ma nikogo, kto chciałby obniżenia napięcia?

Przeciwnie, pogarda i nienawiść się nasilają. Nie wahano się użyć sloganu z czasów stanu wojennego, zestawiając Tuska z Jaruzelskim, a W&K z jego więźniami. Koalicję demokratyczną nazywa się „koalicją 13 grudnia”, w apelu o zwolnienie przestępców używa się liternictwa nawiązującego do pierwszej „Solidarności”. Skazanych prawomocnie przez sąd demokratycznego państwa polskiego zestawia się z bojownikami państwa podziemnego czasu niemieckiej i sowieckiej okupacji.

Te podłe i do cna zakłamane chwyty mają odciągnąć uwagę od nadchodzących rozliczeń pisowskiej władzy. W wywiadzie dla trzech telewizji Tusk zapowiedział ujawnienie stanu zastanego w spółkach skarbu państwa („włos się jeży”). To będzie kolejna demaskacja rządów pisowskich. Dowiemy się, jak to było np. z Lotosem. I tego nie da się zamieść pod dywan, gdy PiS stracił kontrolę nad mediami i traci nad prokuraturą. Dlatego Kaczyński otworzył nowy front walki z rządem Tuska właśnie w Prokuraturze Krajowej. I też ją przegra z „siłą spokoju” ministra Bodnara. Bo nie może być w państwie prawa zgniłego kompromisu między praworządnością a pisowskim bezprawiem udającym rządy prawa.

PiS zdewastował prawo i system wymiaru sprawiedliwości tak, aby utraciwszy władzę – co stało się 15 października – mógł nadal kontrolować kluczowe w tej dziedzinie instytucje: Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądowniczą, Prokuraturę Krajową, KRRiT. To ma mu pomóc utrudniać reformę prawa. Kluczową rolę w tej obstrukcji ma odgrywać prezydent Andrzej Duda.

Chcą, by Duda wetował lub odsyłał rządowe ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał będzie ustawy uznawać (bezprawnie) za sprzeczne z konstytucją. Premier nie może odwołać władz i składów tych instytucji z dnia na dzień. PiS-owi chodzi o wytworzenie wrażenia, że jest bezsilny i nie panuje nad sytuacją.

W rzeczywistości Tusk i jego ministrowie codziennie zmieniają rzeczywistość swoimi decyzjami. Najnowsze przykłady to odesłanie na emeryturę prokuratura krajowego i odwołanie szefów Instytutu Książki i Instytutu Literatury. Metoda krok po kroku, decyzja po decyzji, nie jest spektakularna, ale jest skuteczna. Stąd pisowski wiec nienawiści.

Niektórzy uznali go za sukces frekwencyjny i propagandowy, tymczasem zasługiwał tylko na potępienie. Pretekstem było kłamstwo o „więźniach politycznych”, a treścią atak na premiera Tuska. Lider największej partii opozycyjnej w państwie demokratycznym nigdy nie atakowałby tak brutalnie nowego szefa rządu zaledwie po miesiącu jego urzędowania. Osiem lat pisowskich rządów zniszczyło także debatę publiczną. Zła energia kiedyś się jednak wypali. „Ruda wrona” pokona kulawą kaczkę.