Igrzyska z chochołem

Hołownia pogrzebał wspólną listę demokratów, choć 40 proc. jego elektoratu jej chciało. Gdyby nie to, że ma wciąż poparcie sondażowe, wyższe czasem niż lewica i ludowcy razem wzięci, można by go ignorować. Ale jego 10 proc. ma znaczenie dla wyniku nadchodzących wyborów.

Dlatego kłopot z Hołownią ma nie tylko Platforma, ale też inne ugrupowania demokratyczne, a przede wszystkim ich elektorat: do wyborów formalnie jest dziewięć miesięcy, działacze i wyborcy chcą wiedzieć, co się święci w tej „historycznej” sprawie. A zwłaszcza czy będzie wspólna lista, najlepsza droga do pokonania obozu Kaczyńskiego i Ziobry.

Ludzie Hołowni zainwestowali w popularnego konferansjera i autora poczytnych książek dla młodego pokolenia katolików. Ich pomysłem było odebrać część elektoratu Platformy i zająć w przyszłości jej miejsce. Za Hołownią widzimy grupę byłych ludzi Platformy, choć raczej z drugiej ligi partyjnej.

Koncept wydaje się taki: Tusk ma duży negatywny elektorat, a skręca w lewo. To się nie podoba tej części Platformy, która kiedyś wolała Schetynę czy Gowina, czyli prawemu skrzydłu tej partii. Zawalczmy więc o tę część elektoratu, która PiS nie popiera, ale razi ją liberalny kurs PO po powrocie Tuska do polityki krajowej. Pomysł z Hołownią jest miękką wersją symetryzmu. Twardą reprezentuje „razemowska” lewica: ani kaczyści, ani „libki” pod żadnym pozorem.

Agresywne wobec Tuska przemówienie, jakie Hołownia wygłosił na pierwszym zjeździe Polski 2050, zabrzmiało, jakby uważał go za większy problem niż rządy Kaczyńskiego. Wobec Kaczyńskiego jest silny w gębie, wobec Tuska – konfrontacyjny. Nabrał pewności siebie i arogancji, jakby już widział się w roli rozdającego karty. Hola, 10 proc. poparcia nie daje mu do tego tytułu.

Retoryka zjazdowa dziś niewiele się różni od wiecowej w każdym demokratycznym kraju i w każdej partii, od lewicy po prawicę. Ale są pewne granice w debacie demokratycznej. Wystąpienie Hołowni momentami zbliżało się do ich przekroczenia. „Stara opozycja”, „sejmowy kabaret starszych panów”, „grupa rekonstrukcyjna Tuska” to przykład taktyki Polski 2050 na wykopanie rowu między ugrupowaniem Hołowni a liderem opozycji demokratycznej.

Powstaje pytanie, czy przypadkiem ludziom Hołowni nie zależy bardziej na ciągłym dezawuowaniu Tuska i Platformy niż na wygranej z Kaczyńskim i PiS. Liczą, że mają czas, a Tusk go nie ma, stąd ich popędza, mimo zniewag, do wspólnej akcji. Mogą się jednak przeliczyć. Nic nie wskazuje, by mogli zająć miejsce Platformy. Nie mają jej zasobów ani liderów poza Hołownią. Nawet młodzież zagospodarował Trzaskowski.

Piszę o tym z rosnącym niepokojem. Odporność grupy Hołowni na pragmatyczne argumenty Tuska w sprawie wyborów zaczyna być obsesyjna. Obsesję kojarzymy dziś z obozem obecnej władzy, a jednak widać ją także po stronie opozycji, szczególnie u Hołowni. Zadanie polityczne, jakie mają siły demokratyczne, jest zarazem proste i bardzo wymagające: odłożyć na ten jeden raz osobiste i zespołowe ambicje, aby odsunąć narodowo-katolicki populizm od władzy i rozpocząć odbudowę państwa i prawa w duchu naszej konstytucji i zgodnie z jej literą. Władza ma nad opozycją przewagę i w sondażach, i w zasobach.

Polski elektorat lubi jedność, lęka się rozbicia i chaosu. Premię za jedność przyznaje ordynacja wyborcza. Dlatego Kaczyński trzyma Ziobrę w rządzie, a Morawiecki mu dziękuje za to, że resortowa partia Ziobry torpeduje próby odblokowania KPO. Hołownia idzie po stronie opozycji w przeciwnym kierunku. Pod pozorem, że demokracja to pluralizm – skądinąd słusznym – nie chce utrzymać jedności parlamentarnych partii demokratycznych. Insynuuje, że przyszłość należy do jego niewielkiego ugrupowania, a Platforma to nostalgia za bezpowrotnie minioną przeszłością jej precedensowych dwóch kadencji i europejskiej kariery Tuska.

Mimo to Tusk, „drogi Donald”, jak drwiąco zwrócił się do niego Hołownia na swoim zlocie, nie odpłaca mu pięknym za nadobne i nie przestaje apelować: „chodźmy razem!”. Jego plan jednak się chwieje, bo przecież nie ma pewności, czy PSL też się nie szykuje, i to może nawet z Hołownią, do oddzielnej koalicji na wybory. Gdybym miał dziś typować, jak to przeciąganie liny między Hołownią i Tuskiem się skończy przy urnach wyborczych, przyznaję bez bicia, że bym nie ryzykował. Powtórzyłbym raczej za Wyspiańskim: miałeś złoty róg…