Co wybierze Ameryka?

Wśród wyborców Partii Republikańskiej są fani Putina. Podoba im się jego wojna w Ukrainie, nie podoba, że idą na nią miliardy amerykańskiej pomocy. Jeśli republikanie zdobędą większość w izbie niższej parlamentu, a może nawet w senacie, to administracja Bidena będzie miała jeszcze bardziej pod górkę. A pomoc Białego Domu dla Ukrainy stanie się kością niezgody w polityce amerykańskiej już całkowicie jawnie.

To nie jest największe zmartwienie amerykańskiego wyborcy, ale takie rzucanie kłód pod nogi Bidenowi musi budzić zaniepokojenie wszędzie tam, gdzie los Ukrainy nie jest politykom i opinii publicznej obojętny, a więc i w Polsce. Bo upadek niepodległej Ukrainy przybliżyłby Rosję do wschodniej flanki cywilizacji zachodniej. W obawie przed czarnym scenariuszem eskalacji sztabowcy i stratedzy w Ameryce nie zrywają więc wszelkich kontaktów z agresorem.

Ostatnio kontaktowali się z Rosjanami w sprawie nuklearnych pogróżek Putina. Wkrótce potem rosyjskie MSZ wydało komunikat, że Rosja nie zamierza prowokować wojny nuklearnej. Widocznie usłyszeli, że Zachód też nie blefuje, gdy odpowiada Putinowi, że spuszczenie brudnej czy taktycznej bomby atomowej w Ukrainie naprawdę by ją dużo kosztowało. Niewielu w to wierzy, ale komunikat jest sygnałem, że za kulisami coś się dzieje.

Zachód sonduje być może gotowość Rosji i Ukrainy do rozpoczęcia rokowań o zawieszeniu broni. Oficjalna linia Kijowa jest inna, lecz dotkliwe ciosy Rosjan w elektrownie i ciepłownie mogą być pretekstem, by do rokowań przystąpić w trosce o miliony obywateli Ukrainy. Społeczeństwo chyba by takie podejście rządu zrozumiało. Odetchnęłoby z ulgą wielu liderów politycznych. Eskalacja wojny plus stagflacja i recesja to dla nich – i dla rzesz obywateli – najczarniejszy scenariusz. Rosnąć więc będzie zakulisowa i jawna presja na Zełenskiego, by nie odrzucał opcji rokowań.

Wygrana republikanów w obecnych wyborach zwiększy prawdopodobieństwo wygranej Trumpa w wyborach prezydenckich. Obserwatorzy spodziewają się, że oficjalnie rzuci rękawicę już za kilka dni, gdy będzie znany kompletny wynik wyborów listopadowych. Chodzą słuchy, że jeśli republikanie wezmą wszystko, można się nawet spodziewać impeachmentu Bidena i komisji senackiej w sprawie jego syna Huntera. Jego działalność w Ukrainie usiłował prześwietlić Trump, gdy był prezydentem. Gdyby do tego doszło, presja na Kijów by się nasiliła.

Kompletne wyniki wyborów w USA poznamy zapewne w sobotę. Demokraci toczyli swą kampanię pod hasłem obrony demokracji, praw kobiet, wsparcia dla uboższych. Jednak w Ameryce podzielonej przez Trumpa i jego wyznawców, jak Polska przez wyznawców Kaczyńskiego, te hasła mogą dziś rezonować słabiej, bo dla wyborców znów najważniejsza jest ekonomia, inflacja, obniżenie stopy życiowej. A dla wielu milionów nakłada się na te lęki gniew na rzekome kłamstwo wyborcze w Stanach i kłamstwo smoleńskie u nas. I strach przed… komunizmem, jak w najgorszym okresie zimnej wojny. Przez komunizm rozumieją oni radykalną lewicę i tam, i u nas. Wszystko, co nie jest prawicowe, staje się automatycznie „lewackie”. Gdzie tu miejsce na debatę?

Co wybierze Ameryka – trumpistowską „naszość” czy demokratyczny reformizm – ma znaczenie ponadamerykańskie. Powrót republikanów i Trumpa ucieszy i wzmocni polskich „naszystów”. W tym labiryncie dla Ukrainy robi się coraz mniej miejsca. Co gorsza, Putin może czekać, aż zmęczenie Zachodu przerodzi się w appeasement. Kreml nad tym intensywnie pracuje.