Upadły idol skrajnej prawicy

Putin najbardziej imponował skrajnej prawicy bezwstydnym kołtuństwem. Teraz mają kłopot ze swoim idolem: jeśli żyją w krajach demokratycznych, muszą odpowiedzieć na pytanie: czy popierasz wojnę Putina z Ukrainą?

Codziennie widzą, co się dzieje w napadniętym kraju, więc nie mogą się zasłaniać brakiem wiedzy, jak Rosjanie, albo fałszywie rozumianym patriotyzmem. Jeśli mimo to nadal popierają Putina, to jest to już świadomy wybór: za siłą, przemocą i zmasowanym kłamstwem jako metodą rozwiązywania konfliktów.

Dziś na Zachodzie tylko użyteczni idioci i piąta kolumna Putina popierają napaść Rosji. Im więcej można zobaczyć i przeczytać, jak najeźdźcy niszczą miasta i wsie i zabijają niewinnych cywilów, w tym dzieci, tym rzadziej słyszymy peany na cześć Putina sprzed agresji na Ukrainę.

Co innego wychwalać „zdrowy konserwatyzm”, co innego opiewać zbrodnie wojenne. Idol skrajnej prawicy spadł z cokołu, przestaje być przydatny pod względem propagandowym. Zdjęciami z Putinem lepiej się nie chwalić. W ciągu zaledwie trzech tygodni jego mozolnie budowany kult wypalił się wraz z pożarami w napadniętej przez Rosję Ukrainie. Bo ludzie boją się wojny ponad wszelkimi różnicami poglądów, wykształcenia, statusu społecznego. Wolą być patriotami czasu pokoju niż czasu wojny. I mają rację.

Każda wojna, nawet obronna, usprawiedliwiona, przynosi zawsze cierpienie, śmierć, zniszczenie zasobów cywilizacyjnych: szkół, szpitali, aptek, sklepów, ośrodków kultury i religii, szlaków komunikacyjnych, mocy produkcyjnych. Na domiar złego ta rozpętana na rozkaz Putina nie jest obronna. Mogą się z niej cieszyć wielkoruscy szowiniści, ale czemu mają się nią entuzjazmować wyborcy skrajnej prawicy w wolnej, demokratycznej Europie? Przyniesie kłopoty nie tylko Ukraińcom i obywatelom Rosji, ale też Francuzom, Włochom i Hiszpanom. Skończył się miodowy miesiąc flirtów z Putinem i putinistami w obrębie UE.

Razem z Putinem awanturnikiem wojennym upada mit Rosji jako mocarstwa, które wstało z kolan. Armia rosyjska nie zdołała rozbić w pył sił ukraińskich i wywołać paniki w napadniętym społeczeństwie. Moskwa musi prosić Chiny o wsparcie „specjalnej operacji”, ściągać najemnicze posiłki z Syrii, atakować cele już bardzo blisko wschodniej flanki NATO i UE, aby wymóc na Zachodzie zaprzestanie dostaw broni i zaopatrzenia do walczącej Ukrainy. Rosja w cęgach sankcji przestaje być przydatna jako źródło finansowania skrajnej prawicy w państwach demokratycznych.

No i jak skrajna prawica, ta broniąca cywilizacji chrześcijańskiej, ma teraz wmawiać społeczeństwu, że i Putin jest jej obrońcą? Przecież nie napadł na Iran, tylko na matecznik prawosławia we wschodniej Europie. Ukraina wyprzedza o wieki powstanie państwa moskiewskiego, kolebkę wschodniosłowiańskiego chrześcijaństwa. Gdyby bomby spadły na sobory w Kijowie, wykopałyby też grób moskiewskim wpływom w prawosławiu ukraińskim. Jeśli Putin był dla skrajnej prawicy aniołem „konserwatywnej kontrrewolucji”, to jego wojna z Ukrainą obcięła mu skrzydła.

Jak sobie poradzi skrajna proputinowska prawica w wolnej Europie? Przestanie obnosić się z podziwem dla Putina, przerzuci się na straszenie ekonomicznymi skutkami wojny z Ukrainą – wzrostem cen benzyny i żywności, zerwaniem ciągłości dostaw kopalin, w tym gazu potrzebnego do ogrzewania mieszkań zimą. To się już dzieje także w Polsce.

Od skuteczności działań polityków i przekazu mediów zależy, czy ta operacja się uda. To nie wina Zachodu, że nałożył na Rosję ciężkie sankcje po agresji, tylko Kremla, który napaścią zmusił Zachód do samoobrony, wiedząc, że sankcje uderzą też w niego. Teraz czas na stworzenie wspólnego planu łagodzenia efektu bumeranga.