Dziś empatia ma na imię Ukraina

Twarzą Ukrainy, walczącej z napaścią Rosji, stał się prezydent Zełenski i dzieci uciekające z matkami przed wojną. Naszą odpowiedzią jest solidarność i empatia. Na naszych oczach otwiera się nowy, lepszy rozdział stosunków między naszymi narodami. To wielka szansa na wspólną przyszłość. Warto zadbać, żeby nie uległa zaprzepaszczeniu.

Dlatego w obecnej dramatycznej sytuacji powinniśmy być ponad historycznymi rachunkami krzywd. To, co udało się w naszych relacjach z Niemcami, może się też udać w naszych relacjach z Ukraińcami. Zgadzam się w tej sprawie z prezydentem Dudą: to jest teraz polska racja stanu.

We własnej rodzinie mam przykłady zła i dobra między naszymi narodami. Ukraińców mordujących niewinnych Polaków i Polaków mordujących niewinnych Ukraińców. Ukraińców przeprowadzających Polaków na teren okupowany przez Niemców po napaści Hitlera i Stalina na Polskę. I Polaków atakowanych przez ukraińskich nacjonalistów w ramach czystki etnicznej na Wołyniu. A także Ukraińców ratujących Polaków przed śmiercią podczas tej czystki.

Dużo zła, krwi, łez po obu stronach, a często w tych samych mieszanych rodzinach i społecznościach. Korzenie sięgające głęboko w historię, w której nie udało się zbudować wspólnego państwa, gdzie oba narody byłyby bezpieczne i miały równe prawa. To wszystko musi być pamiętane, badane, opisane dla pamięci i przestrogi, ale nie powinno przesłaniać podstawowego faktu: dziś podsycanie wzajemnej niechęci przez skrajne siły w Polsce i w Ukrainie nie służy obu naszym państwom i narodom, tylko hegemonii Rosji nad nimi.

W tym celu propaganda moskiewska wmawia komu się da, że Kreml broni jakiegoś narodu, gdy w rzeczywistości go atakuje. Tak jak w Polsce 17 września 1939, w Budapeszcie w 1956, w Czechosłowacji w 1968, w Gruzji, w Donbasie, w końcu na Krymie w 2014 r. Rosyjska „bratnia pomoc” oznacza przywrócenie dominacji Rosji nad „bratnim” narodem. Dziś chodzi o Ukrainę, jutro może chodzić o kraje nadbałtyckie, pojutrze o Polskę.

Solidarność i empatia będą się wyczerpywać w miarę rosnącego kryzysu humanitarnego i międzynarodowego. Słusznie i szczerze podziwiamy męstwo Ukrainy, przywództwo Zełenskiego i oddolną akcję pomocy uciekinierom. Nie tylko u nas, ale też w innych krajach, które ich przyjmują, w tym w Mołdowie, najbiedniejszym państwie Europy. Jednak na samym społeczeństwie obywatelskim ten ciężar nie może wisieć.

Prócz empatii potrzebujemy akcji rządu, który opłacamy z naszych podatków. Na razie państwo polskie radzi sobie z wyzwaniem gorzej niż społeczeństwo. Kiedy wysiłek społeczny osłabnie, państwo nie będzie mogło dłużej przerzucać na społeczeństwo ciężaru pomocy. Rząd Morawieckiego miał sporo czasu, by się przygotować do pomocy państwowej. Teraz musi nadrobić zaległości, a nie powinien uprawiać propagandy sukcesu w żenującym stylu ministra Kowalczyka i wojewody Radziwiłła.

Akcja państwowa powinna być skoordynowana międzynarodowo w ramach UE. Cieszmy się, że ziobrystom, twardemu skrzydłu PiS i V kolumnie Putina nie udało się dotąd wyprowadzić Polski z Unii. Gdyby się udało, rząd miałby znacznie większy problem. W najnowszych wypowiedziach Zełenskiego słychać ton desperacji, sygnalizujący, że Ukraina nie może być pewna szybkiego zakończenia agresji rosyjskiej.

To oznacza, że społeczeństwo ukraińskie będzie potrzebowało długofalowej pomocy, solidarności i empatii. Nawet jeśli na polu militarnym Ukraina może ulec najeźdźcy, to Europa powinna jej pomóc wygrać na polu międzynarodowym – przez izolację Rosji Putina – i humanitarnym, przez spójną, skoordynowaną, niezmordowaną pomoc dla ofiar rosyjskiej inwazji.