Miało nie być ani jednej więcej

Agnieszka z Częstochowy osierociła troje dzieci. Lekarze czekali, kobieta czekała, rodzina czekała. Kobieta i rodzina czekały na pomoc, ufając lekarzom. Pomoc nie przyszła.

Władze szpitala twierdzą, że w grę wchodziły tylko względy medyczne, a procedury były zachowane. My jednak musimy wiązać tragedię Izy z Pszczyny z tragedią Agnieszki z Częstochowy. Łączy je cień, jaki rzuca na oba dramaty likwidacja tzw. przesłanki eugenicznej przez Trybunał Konstytucyjny kontrolowany przez obecną władzę. Zniesienie tego wyjątku, zezwalającego na aborcję upośledzonego płodu zagrażającego zdrowiu lub życiu matki, tworzy dla lekarzy, szpitali i kobiet z taką ciążą sytuację nie do pozazdroszczenia.

To sytuacja zagrożenia podwójnego: od wewnątrz przez ciężkie uszkodzenia lub wady płodu i od zewnątrz, bo obecny stan prawny wymusza na lekarzach zmianę podejścia medycznego na wyczekujące, choć czekanie może zabić ciężarną. Związek tragedii z prawem wydaje się oczywisty, a prawo stanowią dziś posłowie i funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości powołani przez PiS. Zmarłe są więc ofiarami nie tylko zaniedbań czy zaniechań lekarzy, ale też pisowskiej polityki antyaborcyjnej. Rodzina Agnieszki ujęła to dosadnie: ta władza ma krew na rękach.

Śmierć Agnieszki wzbudziła już nowe protesty kobiet. Pełne gniewu i oburzenia, ale i rozpaczy z powodu bezradności. Widzimy, że będą następne ofiary, choć pragniemy, by ich nie było. Lekarze nie działają w próżni prawnej i politycznej. Część nie będzie ryzykowała własnych posad i procesów sądowych z oskarżenia o zabójstwo płodu. Wybiorą konformizm, a nie ratowanie ciężarnej, której grozi śmierć. Wiedzą, że wśród ich przełożonych są osoby związane z władzą pośrednio lub bezpośrednio. Czytają w mediach o presji wywieranej przez te osoby lub antyaborcyjnych prawników na lekarzy prowadzących nieprawidłowe ciąże. Wszystko to tworzy zniewalający klimat strachu i presji.

Jedyne skuteczne wyjście to zmiana władzy drogą wyborczą. W nadziei, że nowa władza odważy się przynajmniej na podjęcie próby zastąpienia tzw. kompromisu aborcyjnego przez nową ustawę dopuszczającą prawo kobiet do legalnej i bezpiecznej aborcji pod określonymi warunkami, jak to się dzieje np. w Niemczech, lub po prostu na wniosek kobiety, jak dzieje się w wielu państwach Unii Europejskiej, włącznie z Irlandią, gdzie przez długie lata aborcja była całkowicie zakazana z błogosławieństwem polityków i biskupów. Dopiero protesty obywatelskie i referendum radykalnie zmieniły sytuację.

Tylko że do wyborów jeszcze kawałek czasu, a los w każdej chwili może okazać się dla kolejnej kobiety okrutny za sprawą okrutnego prawa. Nie każda kobieta ma możliwość usunięcia niechcianej ciąży legalnie i bezpiecznie w kraju lub za granicą. Nie każdy lekarz czy lekarka wyciągną pomocną rękę, bo niektórzy są za zakazem aborcji. Nie do każdej organizacji samopomocy kobiecej uda się dotrzeć na czas i uzyskać wsparcie. Nie każda wreszcie kobieta dotknięta nieszczęściem ma świadomość, że może się sama ratować, i odpowiednie siły i środki.

Właśnie dlatego potrzebna jest zmiana prawa, tak by przewidziało te wszystkie sytuacje i zapewniło równość wszystkim kobietom w takiej potrzebie. A zmiany nie będzie bez zmiany władzy politycznej. Dopiero wtedy możemy mieć nadzieję, że nie będzie już kolejnych ofiar systemu, jaki dziś obowiązuje.