Żegnaj, Unio!

Miło było mieć paszport z nagłówkiem Unia Europejska, Rzeczpospolita Polska. Już wkrótce możemy go stracić. Historia zatoczy ponure koło i znajdziemy się znów w roli petentów żebrzących o paszport do państw UE. Żegnaj Unio, żegnaj Zachodzie! Dzięki trybunałowi mgr Przyłębskiej Polska właśnie strąca brukselskie kajdany! A PiS odzyskuje pełną kontrolę nad życiem, marzeniami i planami 38 mln polskich obywateli, z których 8 mln głosuje na obóz Kaczyńskiego.

W ślad za orzeczeniem trybunału Przyłębskiej, Pawłowicz i Piotrowicza pisowska większość może błyskawicznie uchwalić, że Polska opuszcza UE. Referendum o polexicie niepotrzebne i niepożądane, bo większość obywateli chce być w Unii, więc głosowanie Kaczyński mógłby przegrać. Wybrano scenariusz polexitu pełzającego. Usłyszeliśmy, że Zachód nie taki nam bliski, że flaga UE to szmata, że wspólnota wyimaginowana, że okupacja brukselska, że bez unijnej kasy też damy radę, wreszcie że prymat prawa unijnego kolonizuje naszą niepodległość i przekreśla naszą suwerenność, a dumny naród na to nie może pozwolić.

Tymczasem zamiast patetycznych frazesów i kreowania fikcyjnych zagrożeń przydałaby się im odrobina kompetencji i przyzwoitości polemicznej: suwerenności nic nie zagraża, póki jesteśmy podmiotem prawa międzynarodowego, a podpisane przez Polskę traktaty nasza konstytucja każe szanować, pacta sunt servanda.

Tak krok po kroku, przemówienie po przemówieniu, briefing po briefingu, kongres po kongresie – znaleźliśmy się na klifie. Polexit to teraz już tylko kwestia decyzji politycznej. Wszystkie argumenty przeciwko są znane i odrzucone. Trybunał Przyłębskiej przyjął nacjonalistyczną, a nie proeuropejską i prounijną, interpretację konfliktu wokół praworządności i niezawisłości sędziów w Polsce pod rządami Kaczyńskiego i Ziobry.

To musi pogłębić konflikt – ze wszystkimi fatalnymi konsekwencjami. Interpretacja nacjonalistyczna wyrasta z wiary, że prawdziwym celem polityki UE jest federalizacja. Jest to zła i fałszywa wiara, bo Unia takich planów i ambicji nie ma i nie może mieć po odrzuceniu w referendach w Holandii i Francji projektu traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy przyjętego wstępnie w 2004 r. Po przegranych referendach w Europie Zachodniej, w Polsce, świeżo przyjętej do Unii, prezydent Kwaśniewski odstąpił od organizacji polskiego, a Unia poprzestała na traktacie „reformującym”, czyli lizbońskim.

To pokazuje, że Unia działa nie przez narzucanie czy wymuszanie, lecz przez szukanie konsensu i kompromisu. I to nastawienie obóz Kaczyńskiego coraz jawniej podważa, przedkładając element narodowy nad wspólnotowy. Tymczasem Unia musi bronić równowagi. Do tego służy zasada pierwszeństwa prawa unijnego przed narodowym w uzgodnionych traktatowo dziedzinach. Orzeczenia „sądu najwyższego” UE, czyli Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, też temu służą. Nie są „atakami” na suwerenność czy konstytucję tego czy innego państwa członkowskiego, tylko chronią przed atakami prawo unijne, w gotowości do merytorycznej dyskusji z krytykami. I takiej poważnej odpowiedzi TSUE na orzeczenie trybunału Przyłębskiej można się spodziewać.

Na razie w Brukseli orzeczenie zostało przyjęte źle. W efekcie ostentacyjnie politycznego ruchu PiS z trybunałem – bo przecież mówimy tu cały czas o polityce, a nie o prawie – gremia unijne coraz głośniej wzywają do wdrożenia zasady „fundusze za praworządność”. Ale głos ostateczny mają Polacy. Tusk wzywa do manifestacji za obecnością Polski w Unii, czyli przeciw polexitowi. Ruch oczywisty, choć ryzykowny, bo masowej frekwencji nie może być pewien. Pracują już nad tym i propaganda, i różnej maści „symetryści”. Widocznie tak bardzo im nie zależy na paszporcie z nagłówkiem: Unia Europejska, Rzeczpospolita Polska.