„Żydowska plandemia”

Szykujemy się na kolejną falę covidu, a przez Głogów kilka dni temu przeszła manifestacja antyszczepionkowców. Niezbyt liczna, ale wrzaskliwa i buńczuczna. Część wygrażała mijanym żołnierzom, że służą PiS. Wygrażali też policjantom. Do absurdalnych haseł przeciw „segregacji” na zaszczepionych i niezaszczepionych dodali hasła antysemickie: pandemia to plan panów świata, żeby dzielić i rządzić na całym globie. Maszerowali nie tylko kibole i żulia, ale i całe rodziny, jak na „Marszach Niepodległości” w Warszawie.

Czemu się tym zajmować? Bo to wycinek naszego społeczeństwa tu i teraz, w trzeciej dekadzie XXI w. wstawiony pod socjologiczny mikroskop. Fascynujący. Polska miejsko-wiejska na ziemiach przyznanych powojennemu państwu komunistycznemu jako łup wojenny i odszkodowanie za Lwów i Wilno. Opuszczone przez wygnanych Niemców, zasiedlone „repatriantami” z polskich ziem wschodnich wcielonych siłą do Sowietów i bieżeńcami z innych stron kraju, szukających szansy na lepsze życie, a czasem schronienia przed milicją i UB, bo już wiedzieli, że mają przechlapane w Polsce PPR.

Ich potomkowie mogli iść w tym głupim i wstrętnym pochodzie. Czemu? Bo wierzą w te brednie antyszczepionkowe, bo „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, bo miasto nie ma im nic ciekawego do zaproponowania, bo poszli znajomi i kumple, to dlaczego nie oni? Bo oglądają tylko „kurwizję”, czytają tylko swoje internety, gdzie trolle lasują im mózgi, słuchają kazań lokalnych plebanów wyklinających „tęczową zarazę”? Pewno wszystkiego po trochę, lecz żadne to pocieszenie. Różne szatany tu działają. Efekt: galimatias w głowach. Tak się urabia ludzi pod ideologię, a ideologię przekuwa na politykę, w której chodzi o uzyskanie poparcia wyborczego.

Komu może zależeć na takich marszach jak w Głogowie czy Warszawie, na antysemickich hecach z paleniem lub kopaniem kukieł udających Żydów? Albo na demobilizacji szczepionkowej, wykorzystywanej do dezintegracji zaufania społecznego, by ludzie nie wierzyli nikomu, tylko, nomen omen, sąsiadom. Wcale nie cieszy, że w Głogowie dostało się od marszu żołnierzom i policjantom, bo to „pachołki” PiS. Nie chodzi o taką krytykę i nie o taki protest obywatelski przeciwko obecnej władzy.

Ataki hurtem, bez konkretnego powodu, na policję i wojsko to ataki na państwo. W normalnym państwie służby mundurowe nie powinny być atakowane. Co innego protesty przeciw niepotrzebnej i bezprawnej brutalności sił bezpieczeństwa. Takie jak na Białorusi czy ostatnio w Polsce, gdy ofiarą padają niewinni ludzie broniący dobrej sprawy wolności.

Występowanie przeciw szczepieniom populacyjnym nie jest obroną wolności, tylko aspołecznego widzimisię organizatorów i uczestników. Niewykluczone, że te marsze są inspirowane przez złe siły działające ze złej woli i w złym celu: siania chaosu i nieufności do systemu. A wrzucanie wątku antysemickiego tylko potwierdza taki destabilizacyjny scenariusz. Trzeba chorego mózgu, by łączyć pandemię z Żydami.

Ale w tym szaleństwie jest metoda. Wykorzystują złogi antysemickie, by rozpalać złe emocje i karmić je teoriami spiskowymi. Na tzw. prowincji idzie to łatwiej, bo nie napotyka oporu sąsiadów, rodziny, koleżeństwa w miejscu pracy lub nauki, a tym bardziej proboszcza i lokalnej władzy sympatyzującej z PiS. Ludzie muszą się czuć niewykluczeni z szerszych zmian, których nikt im nie tłumaczy lub tłumaczy opacznie. Inaczej nie wystąpią przeciw głupocie i szaleństwu. Uwierzą w byle co i byle komu. Zarówno w Głogowie, gdzie ich rodzice i dziadkowie czuli się obco, jak i na Podkarpaciu, gdzie od pokoleń czują się u siebie.