Buciorami w protest kobiet

Złość i strach po stronie rządzących są zwykle kiepskim doradcą podczas kryzysu. Siłowe rozwiązania tylko zaogniają konflikt, w jakim dziś fatalna polityka rządu pogrąża kraj.

Oto władza grozi osobom organizującym protesty w obronie prawa kobiet do bezpiecznej i legalnej aborcji. A kibole i faszyści atakują demonstrantki i dziennikarki relacjonujące protesty w mediach niezależnych od PiS. Prokuratorka, która chciała postawić zarzuty oficerowi ABW za potrącenie demonstrantek samochodem, została odsunięta od sprawy. To się nazywa damskim boksem, który w naszej tradycji jest otaczany pogardą.

Władza się miota. Między kursem konfrontacyjnym pod pretekstem epidemicznym a projektem ustawy zgłoszonym przez prezydenta Dudę, w którym jednak dopuszcza się aborcję płodu z wadami letalnymi. No dobrze, ale jak to się ma do nieszczęsnego orzeczenia „eugenicznego”? Czy zgłoszenie projektu ma je unieważnić i na jakiej podstawie prawnej? A przede wszystkim: czemu nie wezwać najpierw do dyskusji kompleksowej, o całej ustawie antyaborcyjnej, a dopiero potem stworzyć jakiś sensowny projekt we współpracy z organizacjami kobiecymi?

A tak to mamy po prostu desperacką próbę przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego z okrojonym wyjątkiem „eugenicznym”. Tylko że dziś to już niemożliwe. Tak zwany kompromis wielu protestujących nie uspokoi. Chcą aborcji na żądanie kobiety, bez względu na rodzaj ciąży. Tak Kaczyński zamiast spacyfikować, zradykalizował ruch w obronie praw kobiet. Trzeba było odgrodzić od pokojowych protestów dom wicepremiera i znów budynki parlamentu kordonami policji i żandarmerii wojskowej. Co za wstyd dla rządzących, że się chronią przed współobywatelami.

Z projektu wynika, że aborcja płodu z zespołem Downa (a także z tym zespołem i innymi związanymi wadami) ma być zabroniona, tak jak orzekło gremium pod przewodnictwem sędzi Przyłębskiej. Według oficjalnych danych w Polsce w 2019 r. takich aborcji było 435, czyli mniej niż połowa z ogólnej liczby 1074, które podpadają pod paragraf pozwalający dotąd na ich legalne usunięcie.

To oznacza, że kłamią ci, którzy – jak eurodeputowany Jaki – twierdzą, że 99 proc. aborcji dokonywanych z tego paragrafu dotyczy podejrzenia zespołu Downa. Jaki chciał w ten sposób przekonać do zakazu aborcji „eugenicznej”. To prawda, że dzieci z tym zespołem mogą mieć samodzielne życie i że w krajach rozwiniętych, z odpowiednią infrastrukturą opieki i pomocy ze strony państwa, duża liczba kobiet decyduje się na ich urodzenie po zdiagnozowaniu tej wady płodu. Niestety, Polska to nie Holandia, o czym Jaki i inni zwolennicy zakazu milczą.

Ta sama władza, która nie potrafiła zapanować nad covidem i przygotować kraju na jego kolejne uderzenie; która wmawiała obywatelom na użytek kampanii prezydenckiej, że nie mają się czego bać, bo epidemia już się kończy; która unikała rozliczenia ministrów Sasina i Szumowskiego, za to uprawiała bezwstydnie zakłamaną propagandę sukcesu, której dygnitarze ignorowali restrykcje, które sami wprowadzili – ta sama władza teraz chce chce zdusić protesty pod pretekstem, że ich uczestniczki/uczestnicy nie przestrzegają reżimu sanitarnego.

I ani słowa nie słyszymy od nich, kto wyprowadził rzesze na ulice. Największe od wielu lat protesty są reakcją na werdykt przejętego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, w którym – mimo to – dwóch jego sędziów, w tym były poseł PiS, zgłosiło zdania odrębne. Protesty są pokojowe, nie zachęcają ani nie odwołują się do przemocy, za to bywają ludyczne, kiedy wyśmiewają absurdalne słowa i czyny obecnej władzy pod przewodem wicepremiera Kaczyńskiego.

To Kaczyński jest oficjalnie wciąż najwyższą wyrocznią dla tej władzy, jej nomenklatury i propagandy, więc na nim skupia się teraz gniew i szyderstwo tych, którzy widzą w nim coraz częściej karykaturę narodowego przywódcy. Sam swoimi ostatnimi wystąpieniami w sieci i w Sejmie postawił się w tej sytuacji.

Zamiast krzyczeć i grozić z mównicy, powinien był przeprosić i zaproponować jakieś konstruktywne wyjście z kryzysu, który sam spowodował. Chciał zadowolić episkopat, a wywołał bezprecedensowe, masowe i słuszne protesty przeciw upolitycznieniu Kościoła i sojuszowi ołtarza z tronem.

Ogromnym zaskoczeniem, niestety negatywnym, jest w tym kontekście stanowisko zajęte przez byłego szefa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Tego, którego tak solidarnie broniono, gdy „zjednoczona prawica” dezawuowała go na potęgę, szykując grunt pod przejęcie TK. Dziś Rzepliński stanął po stronie prokuratora Święczkowskiego, ministra Ziobry i wicepremiera Kaczyńskiego.

W rozmowie z red. Mazurkiem Rzepliński oświadczył, że na protesty uliczne patrzy z obrzydzeniem, a jako katolik ze smutkiem. Protestujących zestawił z „hołotą” francuską i amerykańską. Tak się kończy jego droga od PZPR przez Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie do watykańskiego odznaczenia „za wiarę i papieża”. No cóż, dzisiaj z „obrzydzeniem i smutkiem” mogą patrzeć na niego uczestniczki/uczestnicy protestów. Nie ten język, nie ten moment, nie ta konwersja polityczna.

PS. Prof. Rzepliński oświadczył, że wywiad z nim został zmanipulowany. Red. Mazurek odpowiada, że ma na taśmie, jak profesor mówi o protestujących ,,hołota”. Koniec profesora czy redaktora?