Roztrojony Trzaskowski

Życzę Trzaskowskiemu powodzenia, ale widzę problem. Czy da się naraz być skutecznym prezydentem stolicy, liderem społecznej zmiany i politykiem głównej partii opozycyjnej? To zasadnicze pytanie wraca teraz w związku z inauguracją ruchu Wspólna Polska. Inauguracja jest realizacją obietnicy złożonej po gigantycznym osiągnięciu w wyborach prezydenckich, jakim było zdobycie poparcia 10 mln głosujących.

Rafał Trzaskowski nie chciał i nie mógł odwrócić się od tych wyborców, zostawić ich z goryczą przegranej, gdy zdawało się, że jest o krok od wygranej. Spisał się nadzwyczajnie, bo startował w skrajnie niekorzystnych warunkach, właściwie od zera. Ale jednocześnie powstał niechciany klincz „roztrojenia” się „Rafała” w trzy różne role, które o siebie zahaczają, ale nie tworzą spójnej całości. To źle, roztrojenie może mu utrudnić pełnienie wszystkich jego funkcji publicznych.

Otoczenie Trzaskowskiego z czasu kampanii liczyło się z przegraną swego kandydata. Na taki scenariusz przygotowano odpowiedź w postaci powołania ruchu obywatelskiego wokół Trzaskowskiego. Milczącym założeniem było, że partie polityczne, i tak w Polsce niepopularne, nie mają przyszłości, a spontaniczne, oddolne ruchy obywatelskie wokół pewnych haseł czy osób przyszłość mają. Zwłaszcza w cyfrowym pokoleniu milenialsów. Podobnie myśleli sztabowcy Szymona Hołowni, którego nie obarcza balast Trzaskowskiego – Hołownia nie ma politycznej przeszłości, jest „czysty”.

Natomiast „Rafał” musi przekonać, że wprawdzie jest jednym z liderów Platformy, ale przede wszystkim jest działaczem obywatelskim. To nie jest przekaz klarowny i wystawia go na krytykę – niekiedy podszytą zazdrością lub demagogiczną – z różnych stron, pisowskiej, lewicowej, a nawet z kręgu PO. Dla krytyków lewicowych i skrajnie prawicowych Trzaskowski jest elementem rzekomej zmowy PO-PiS, dla obozu „zjednoczonej prawicy” jest pokonanym, ale wciąż niebezpiecznym wrogiem politycznym, być może następcą Tuska. W samej PO też niektórzy postrzegają go jako rywala, któremu trzeba pokazać jego miejsce w szeregu.

Odpalenie 18 października, po wcześniejszych falstartach, ruchu Wspólna Polska nie było efektowne. Nie szkodzi, bo w czasie pandemii urządzanie show w stylu amerykańskim tylko może zirytować. Trzaskowski podczas studyjnej prezentacji ruchu wypadł dobrze, choć nie było to elektryzujące otwarcie nowego rozdziału polskiej polityki. Nie wiemy, kto ma być we władzach ruchu, jaka ma być jego formuła organizacyjna, jaka ma być proporcja społeczników do aparatu i jak ma być finansowany, a także jaka będzie relacja ruchu ze strukturami PO, samorządami chętnymi do współpracy i fundacją Trzaskowskiego. Im więcej zawiłości, tym większe ryzyko niepowodzenia. Naturalnie nikt nie spodziewa się, że ruch Trzaskowskiego będzie wielomilionowy – on sam podał liczbę 10 tys. już chętnych do działania w ramach Wspólnej Polski (drobny ułamek z czerwcowych 10 mln), ale starać się warto, bo bierność i obojętność społeczna nie pomoże w osiągnięciu celu, jakim jest prawdziwa dobra zmiana w Polsce.

A dziś Polaków straszy i mobilizuje pandemia i jej wielorakie skutki. Kolejne rekordowe liczby zakażeń, chaos polityki rządowej w walce z covidem, narastające protesty rolników, drobnych przedsiębiorców, służby zdrowia, nauczycieli i „antymaseczkowców”, a w sferze politycznej „popisowe” zatrzymanie mecenasa Giertycha przez CBA czy zapowiedź wicepremiera Kaczyńskiego, że Polska pod rządami PiS zawetuje łączenie budżetu unijnego z przestrzeganiem zasad praworządności.

To, co zaproponował Trzaskowski, wsparty zdalnie przez niektórych prezydentów miast, Henrykę Krzywonos, prezesa zarządu jednego ze szpitali warszawskich, nie było odklejone od naszej obecnej rzeczywistości ani za mocno przechylone w stronę bieżącej walki politycznej. Walką ma się zajmować opozycja. Ruch ma mieć cele obywatelskie, społeczne i konkretne propozycje, jak ratować personel medyczny i szkolnictwo, jak pomóc przetrwać kryzys samozatrudnionym, w tym ludziom kultury i osobom na tzw. śmieciówkach. I Trzaskowski takie pomysły przedstawił. Nie podjął jednak tematu praw osób LGBT, za to wrócił do hasła z kampanii, żeby rząd przekazał 2 mld zł na pomoc personelowi medycznemu borykającemu się z pandemią zamiast na TVP Kurskiego. Mieliśmy koktajl z polityki lokalnej, samorządowej i krajowej.

To właśnie efekt „roztrojenia” Trzaskowskiego. Czy to może dziś mobilizować szerszą rzeszę? Wydaje mi się, że na razie Wspólna Polska to raczej NGO niż ruch obywatelski. I że Trzaskowski ruch sobie odpuścił. Uznał, że jest potrzebny we wszystkich trzech funkcjach, więc musi jechać tą trojką w nadziei, że utrzyma lejce. Moment krytyczny nadejdzie za trzy lata. Wybory parlamentarne zbiegną się z końcem kadencji prezydenta Warszawy, może wypadną nieco wcześniej. Które wcielenie wybierze Rafał Trzaskowski? Trzymam kciuki, aby wybrał dobrze, czyli politycznie.