Broniąc Giertycha, bronimy praworządności

Celny komentarz red. Piotra Stasińskiego w sobotniej „Gazecie Wyborczej” – aresztowanie Romana Giertycha pokazuje dwie rzeczy: że zatrzymanie i postawienie zarzutów mecenasowi jest na rękę wielu ludziom w obozie obecnej władzy i dlatego nie napotka w nim protestów oraz że Ziobro z Kamińskim stali się w tym obozie głównymi rozgrywającymi, „grupą trzymającą władzę”. A to oznacza, że Kaczyński „nie ma ruchu: musi to autoryzować, żeby było, że to on wciąż panuje nad sytuacją”.

Co z tego wynika dla obywateli, dla opozycji, dla kraju? Nic dobrego. Wszyscy dostali jasny komunikat: władzy wszystko wolno, żadne prawo jej nie krępuje i „co nam zrobisz”. W politycznej klasie gadającej – w mediach niezależnych od PiS, wśród polityków, włącznie z wielkim nieobecnym Donaldem Tuskiem, w tzw. mediach społecznościowych, które maglują politykę 24/7 – nie brakowało od dawna od 2015 r. ostrzeżeń, że „zjednoczona prawica” Kaczyńskiego, Ziobry i Gowina nie lubi i nie ceni ustroju zapisanego w konstytucji z 1997 i będzie go próbowała zdemontować, nie oglądając się na krytykę wewnętrzną i ze strony demokracji zachodnich zrzeszonych w UE i poza nią, bo tych też nie lubi i nie ceni. Może z wyjątkiem USA pod rządami Trumpa, choć z trudem znosi interwencje ambasador Mosbacher w obronie interesów amerykańskich w Polsce, wolności słowa i praw LGBT.

Demontażowi systemu praworządnej demokracji konstytucyjnej od lat sprzeciwiał się mecenas Giertych. Starał się odkupić grzechy, błędy i głupstwa swojej politycznej młodości w szeregach nacjonalistów i w pierwszym rządzie Kaczyńskiego, w którym był ministrem edukacji. Przeszedł długą drogę od prawicy radykalnej ku centroprawicy. Wycofał się z aktywnej polityki na pozycję jej recenzenta raczej w duchu chadeckim niż endeckim.

Aresztowanie Giertycha i postawione mu zarzuty od strony prawnej budzą poważne wątpliwości. Nic dziwnego, że odczytano je w środowisku adwokackim i sędziowskim, a także po stronie opozycji, jako akcję mającą utrudnić mu wykonywanie pracy adwokata w konkretnych sprawach niewygodnych dla obecnej władzy. Tymczasem nawet w autorytarnym systemie PRL niewygodnych politycznie adwokatów nie traktowano aż tak bezceremonialnie. Dlatego próbę eliminacji mecenasa z życia publicznego pod kryminalnymi zarzutami można uznać za działanie polityczne. I tylko niezależny sąd może wiarygodnie te zarzuty zanalizować i ocenić, a nie rządzący politycy.

Gdy dziś bronimy mecenasa Giertycha, to nie ma to nic wspólnego z jego poprzednim politycznym wcieleniem ani z jego obecnymi racjonalnymi poglądami i wypowiedziami. Bronimy elementarnego ładu prawnego i moralnego. Kto nie jest skazany prawomocnym wyrokiem, jest niewinny. Każdy obywatel ma prawo do uszanowania jego godności i wolności osobistej przez demokratyczne państwo oraz do sprawiedliwego i niezawisłego sądu. Inaczej zamiast Rzeczypospolitej Polskiej będziemy mieli Lechistan.