Księża za zwolnieniem Margot z aresztu

Są jeszcze duchowni w Polsce. Pod poręczeniem w sprawie zwolnienia Margot z aresztu podpisali się dwaj znani księża rzymskokatoliccy, jeden ewangelicki (kalwinista) i dwóch rabinów. A także grono innych autorytetów w różnych dziedzinach.

Ocenę prawną pozostawiają sądowi, natomiast wszyscy bronią nie tylko wartości religijnych, ale i humanitarnych: nie stosuje się tak dotkliwego środka jak areszt tymczasowy w sytuacji, która tego nie wymaga. Solidarne wystąpienie w obronie Margot przed niezasłużonymi cierpieniami moralnymi, psychicznymi i fizycznymi to piękny przykład „siły bezsilnych”, fundamentu zdrowych relacji społecznych.

Nie można milczeć, nie można być obojętnym, gdy dzieje się niesprawiedliwość. Dziś w naszym kraju trwa zorganizowana nagonka na polskich obywateli, których wzięto na celownik propagandy w celu konsolidacji władzy w rękach ludzi niezdolnych do tolerancji i empatii. Włączają się do tej obrzydliwej moralnie i antyspołecznej kampanii ludzie pełniący funkcje publiczne. Władze kościelne chowają głowę w piasek lub popierają odczłowieczanie i nękanie.

Każdy gest solidarności jest tym ważniejszy, bo pokazuje, że są ludzie i całe środowiska, które nie chcą do tego przykładać ręki i dają świadectwo, że ta kampania jest zaprzeczeniem wartości, na które bez skrupułów powołują się czasem jej organizatorzy i uczestnicy.

To niesłychane, że nowym ministrem spraw zagranicznych dużego państwa członkowskiego Unii Europejskiej mianuje się człowieka, który sprowadza Zachód do inkubatora „zoofilii, pedofilii, eutanazji i kanibalizmu” i straszy, że i nas w Polsce czeka ich legalizacja, gdyby do władzy doszła „lewica”.

To niesłychane w praworządnym świecie demokratycznym, aby resort sprawiedliwości, ba!, prezydent, zamiast strzec rządów prawa i praw obywatelskich, stygmatyzował grupę obywateli i przyzwalał na jej nękanie, a nawet za nie nagradzał. I nie jest ważne, czy dzieje się to, aby odwrócić uwagę opinii publicznej od afer w obozie rządzącym.

Ważne, że ludzie ze świecznika dają przykład nietolerancji, która szybko roznosi się po społeczeństwie, zagrażając bezpieczeństwu, a nawet życiu ludzi o innej niż dominująca tożsamości seksualnej. Od pięciu lat na tym polu w państwie polskim dzieje się źle. A nawet coraz gorzej. I to jest przerażające, bo kojarzy się z metodami państwa totalitarnego. Z mobilizowaniem nienawiści do napiętnowanych grup społecznych w myśl chorej zasady, że konflikt i kreowanie wyimaginowanego wroga są skutecznym sposobem rządzenia.

Otóż nie. Kreowanie konfliktów i nękanie własnych obywateli jako wrogów prowadzi do dezintegracji społeczeństwa i niszczy wiarygodność państwa. I zawsze kończy się tragicznie. Kto raz sięgnie po takie metody, uruchamia spiralę. Dziś na celowniku są osoby LGBT, a jutro? Nigdy dość przypominania w tym kontekście słów niemieckiego pastora Martina Niemoellera, antynazisty, które pozostają moralnym ostrzeżeniem także dzisiaj:

Najpierw przyszli po komunistów,
ale się nie odezwałem,
bo nie byłem komunistą.

Potem przyszli po socjaldemokratów
i nie odezwałem się,
bo nie byłem socjaldemokratą.

Potem przyszli po związkowców,
i znów nie protestowałem,
bo nie należałem do związków zawodowych.

Potem przyszła kolej na Żydów,
i znowu nie protestowałem,
bo nie byłem Żydem.

Wreszcie przyszli po mnie,
i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną.