Szumowski odchodzi, a czemu nie Kaczyński?

Ponoć w PiS nic nie dzieje się bez zgody Jarosława Kaczyńskiego. A to Kaczyński i jego nominat premier Morawiecki stali murem za ministrem Szumowskim. Obaj kreowali go na bohatera na skalę międzynarodową w walce z pandemią. Można więc powiedzieć, że ponoszą polityczną współodpowiedzialność za wzlot i upadek ministra zdrowia.

Sprawa Szumowskiego to kolejny przykład degrengolady moralnej w obozie obecnej władzy. „Współistniejący” z eurosprawą Ryszarda Czarneckiego. Może kadry „zjednoczonej prawicy” po pięciu latach się liczebnie rozrosły, ale ich jakość nadal nie imponuje.

Jeszcze przed odejściem Szumowskiego z resortu ubył wiceminister Cieszyński, który sam przyznał, że podpisywał decyzje o zakupie za miliony nieprzydatnych maseczek czy respiratorów. Nie zapomnieliśmy fety z udziałem premiera na tle antonowa wyładowanego trefnym towarem. Trudno się dziwić, że teraz w sieci krąży mem, iż powodem samodymisji Szumowskiego są „afery współistniejące”. Nie spodziewamy się ich zbadania i sprawiedliwego osądzenia pod rządami Kaczyńskiego. Jednak po ich zakończeniu nowa władza powinna się nimi zająć.

Nasz korespondent medyczny red. Paweł Walewski widzi przyszłość po odejściu Szumowskiego niezbyt różowo. A ta przyszłość interesuje obywateli bardziej niż zakulisowe detale dymisji. Tymczasem trzeba ją widzieć w szerszym kontekście. A ten jest czysto polityczny.

Publiczna służba zdrowia stała się polem rozgrywki o elektorat jeszcze przed dojściem PiS do władzy, lecz PiS tę fatalną tendencję wzmocnił. Ktokolwiek zostanie następcą Szumowskiego, będzie kontynuował linię Kaczyńskiego, Morawieckiego i Dudy. To zła prognoza dla walki z pandemią, której przecież odejście Szumowskiego nie kończy. Nowe podejście, bardziej ogarnięte, uleczone z wszędobylskiego triumfalizmu, mogłoby przyjść po odejściu pisowskiej wielkiej trójki.