W samo południe 28 czerwca

Pamiętacie ten plakat wyborczy Solidarności z sylwetką Gary’ego Coopera idącego głosować bez kolta na biodrze, za to z kartą do głosowania w dłoni? 4 czerwca roku pamiętnego był plebiscyt: za czy przeciw państwu PZPR. Za dwa dni, 28 czerwca, będzie drugi plebiscyt: za czy przeciw państwu PiS.

Symbolem państwa pisowskiego jest w tym plebiscycie Andrzej Duda. Przez pięć lat urzędowania nie był ani prezydentem ponadpartyjnym, ani strażnikiem konstytucji. Zapracował na polityczne karykatury przedstawiające go jako długopis posła Kaczyńskiego.

Co oznacza głosowanie przeciw państwu PiS? Dla wyborców Hołowni, Kosiniaka, Biedronia i Bosaka to są dwie rzeczy w jednym pakiecie: „nie” dla Dudy i „nie” dla Trzaskowskiego. Ponieważ spośród nich dziś liczy się tylko Hołownia, trzeba mu poświęcić trochę uwagi. Na plus można mu zaliczyć, że w kampanii nie mówił rzeczy nikczemnych, tylko rzeczy sensowne, zwłaszcza o rozdziale państwa od Kościoła. W tym mógł być bardziej przekonujący dla umiarkowanych katolików niż Robert Biedroń. Tak czy inaczej – grał mniej czy bardziej przekonująco rolę „bezpartyjnego” kandydata tej części obywateli, którzy dopiero niedawno zainteresowali się sprawami publicznymi lub rozczarowali się Platformą Grzegorza Schetyny.

Ale na finiszu nerwy puściły i bus Hołowni przeleciał przez bandę. Bezpartyjny, który już zapowiada, że po plebiscycie założy partię, nazywaną na razie ruchem. „Ruchem” nazwali swoje polityczne efemerydy Palikot i Kukiz. Zaczęli z przytupem, jak Hołownia, ale skończyli na tarczy. Palikot wypadł w ogóle z polityki, Kukiza wziął na polityczną kroplówkę Kosiniak-Kamysz. Ruch to w polityce pojęcie mgliste, tak nazywali siebie np. włoscy neofaszyści, sieroty po Mussolinim.

Żeby przetrwać, ruch musi się zorganizować nie tylko wokół przywódcy, ale i jakiejś sterownej struktury. Oczywiście nie brak w polityce ruchów zdrowych, na rzecz dobrych celów społecznych, np. równych praw kobiet lub obrony praworządności i demokracji przed zakusami zamordystów. Albo na rzecz holistycznego traktowania naszej planety czy walki z rasizmem.

Wyborcy Hołowni to zapewne w większości sympatycy lub nawet uczestnicy takich ruchów. Fajni ludzie, którzy marzą o normalnym życiu w normalnym państwie. Tacy sami jak sympatycy Biedronia, Kosiniaka czy Trzaskowskiego. A tu raptem ich idol zaatakował w końcówce kampanii właśnie pana Rafała. Wysłał do swych zwolenników komunikat, że głos na Trzaskowskiego to głos na Dudę. Zapowiedział, że nie przekaże poparcia Trzaskowskiemu.

Tym samym zdemobilizował tych, których wcześniej zmobilizował. Jeśli nie pójdą głosować w drugiej turze, odbije się to prawdopodobnie na wyniku Trzaskowskiego, bo elektorat Hołowni to po części byli wyborcy PO. W drugiej turze poszliby pewno głosować na Trzaskowskiego, ale atak Hołowni zadziała na nich niczym paralizator. Trudno zrozumieć i zaakceptować atak Hołowni na rywala Dudy. Obaj chcą odsunąć obecnego prezydenta od władzy. Głos na Trzaskowskiego nie jest głosem na Dudę, tylko na jego najsilniejszego kontrkandydata – pana Rafała.

Równie dobrze można by powiedzieć zwolennikom Hołowni, że ich głos na niego jest de facto głosem na Dudę, bo osłabia szanse pokonania go przez Trzaskowskiego. Trzeba pochwalić Trzaskowskiego, że nie sięgnął po ten chwyt przeciw Hołowni, choć byłyby po temu racjonalne podstawy.

No dobrze, przed nami ostatnia niedziela dziwnej kampanii w niepewnym czasie. Najlepiej byłoby rozstrzygnąć plebiscyt już w tę niedzielę. Do tego trzeba mobilizacji ogromnej masy ludzi niezadowolonych z państwa i polityki PiS. Niech głosują, na kogo chcą, choć rozum polityczny podpowiada, że najlepiej głosować na najsilniejszego rywala Dudy. A tym jest Rafał Trzaskowski.