Ech, Kaczyński, piewca wolności

Na trzy dni przed pierwszą turą plebiscytu prezydenckiego Jarosław Kaczyński przywdział czapkę frygijską rewolucyjnego wolnościowca. I podpowiedział w Lublinie pisowskiej młodzieżówce, że gwarantem wolności, o jakiej marzą dziś młodzi, jest… Andrzej Duda na drugą kadencję. Tylko jego pozostanie pod żyrandolem w pałacu na Krakowskim Przedmieściu zapewni im spełnienie ich pragnień i aspiracji, uchroni kraj od takich zmór jak poprawność polityczna i cenzura jej pilnująca.

W ruch poszły więc od razu różne internety. Wydobyły z elektronicznych czeluści dawne obietnice Kaczyńskiego, np. tę, że pod jego rządami będzie prawdziwy pluralizm w mediach, dziennikarze nie wylecą z roboty za krytykę rządzących, nie będzie więźniów politycznych. I co? W mediach publicznych po 2015 r. jedna czystka szła za drugą, ostatnia w radiowej Trójce.

Odbiorców faszeruje się na okrągło newsami przeciwko Trzaskowskiemu i Koalicji Obywatelskiej, na poziomie tej o Polaku z USA, który łamaną angielszczyzną zaczepił głównego rywala Dudy, aktualnie na krótkim wypadzie do innego czempiona wolności, co to chciał ubić interes z prezydentem Ukrainy, oferując pomoc wojskową w zamian za wyprodukowanie haków przeciwko głównemu rywalowi Trumpa Bidenowi.

Do kogo, prócz pisowskiej młodzieży, jest ta mowa, ten pean Kaczyńskiego do wolności? Niech na to odpowiedzą sami młodzi, na prawicy i na lewicy, nie zamierzam ich wyręczać. Z mojego punktu widzenia ta mowa to kula w płot, próba wyciągnięcia młodych na plebiscyt i przeciągnięcia ich na stronę Dudy. Dość rozpaczliwa, bo młodzi swój rozum mają, czytają internet, codziennie znajdują w nim powody, by nie wierzyć w ani jedną wolnościową frazę już ponad siedemdziesięcioletniego posła Kaczyńskiego. Bardziej wiarygodny mógłby być dla nich w roli dziecięcej gwiazdki filmowej z przedpotopowych czasów.

Pięć lat rządów „zjednoczonej prawicy” i prezydentury Dudy wielu młodym bardziej niż z wolnością, kojarzy się ze samospaleniem Piotra Szczęsnego, śmiercią Igora Stachowiaka, kopaniem kobiet podczas marszu nacjonalistów, szykanowaniem Elżbiety Podleśnej i Klementyny Suchanow oraz innych uczestniczek i uczestników pokojowych protestów przeciwko bezprawiu i niesprawiedliwości. Z interwencjami policyjnymi, które stają się coraz bardziej arbitralne i brutalne, im bliżej do plebiscytu prezydenckiego. Z hejtem naszym powszednim, lejącym się z ambon, mównic i forów przeciwko każdej mniejszości, na czele z LGBT.

Kaczyński nie będzie bardziej wiarygodny, jeśli podeprze się Erichem Frommem. Jego wywody o wolności „do” i „od” nic nie pomogą jemu, PiS-owi czy Dudzie. W Tarnowie na manifestację na rzecz obecnego prezydenta przyszła pod tęczowymi flagami gromada tamtejszych licealistów. Może nie słyszeli o Frommie, za to słyszeli Czarnka i jemu podobnych pogromców „tęczowej zarazy”. Nie mają problemu z paradami równości, mają problem z marszami nienawiści przeciwko różnorodności. Czemu i po co mieliby głosować na Andrzeja Dudę, który dla nich stał się symbolem obciachu?

Czemu mieliby słuchać Kaczyńskiego? Nagle zrobił się wolnościowy, a niedawno był przecież ultrakatolicki. Wolność nie polega tylko na wolności bycia pisowcem, ale też na wolności bycia niepisowcem. Na wolności wyboru i na wolności odmowy. Wolności bycia wyborcą Dudy i wyborcą nie-Dudy, tylko np. Trzaskowskiego. Na wolności do i od religii. Wolność polega po prostu na wolności. Im więcej „od” i „do”, tym mniej wolności. Tak jak z demokracją: im więcej przy niej przymiotników, tym mniej demokracji.