Budują szafot dla demokracji

Jeśli nie ma demokracji, nie ma wolnych wyborów. A ustrojowo demokracji już nie mamy. Pierwszym i decydującym aktem jej obezwładnienia było przejęcie kontroli nad Trybunałem Konstytucyjnym przez funkcjonariuszkę PiS. Aktem finalnym jest przejęcie przez inną funkcjonariuszkę PiS kontroli nad Sądem Najwyższym.

Trybunał uzależniony od władzy politycznej nie będzie wykonywał uczciwie swego zadania, czyli kontroli praw stanowionych przez partię rządzącą pod kątem ich zgodności z konstytucją. Sąd Najwyższy uzależniony od władzy politycznej nie będzie strzegł praworządności, w tym praworządności wyborów, tylko będzie strzegł prawnego interesu partii rządzącej. Żadnych złudzeń. Koniec i kropka.

W dramatycznej chwili historycznej trochę poetyckiego patosu nie zaszkodzi. Cytat z „Fausta” Goethego ma walor ponadczasowy i uniwersalny, a więc można go podpiąć i pod naszą obecną sytuację. Pisze poeta: „Gdzie spojrzeć, tam parweniusz w nowym domu:/ I ani mu się śni podlegać komu/ Rządzi się, puszy się jak paw!/ Wyzbyliśmy się tylu praw/ Że już niewiele dla nas pozostanie./ Trudno pokładać też nadzieję/ W partiach, cokolwiek mają w godle./ Ani nas ziębi, ani grzeje/ Czy chwalą się, czy lżą się podle”.

Ha! Lecz w naszych kręgach politycznych nadzieja umiera ostatnia, a lżenie trwa w najlepsze. Zasad i terminu wyborów prezydenckich nie znamy, ostrzeżeń nie brakuje, a jednak opozycja i koalicja rządząca szykują się do nich. Opozycja w nadziei, że będzie cud i Duda przegra, koalicja – że będzie cud i wygra. A karty rozdaje Kaczyński. I nawet najwięksi optymiści, gdy wróżą z fusów wynik finalnego starcia, od razu dodają, że jednak nie może być pewności, iż ktokolwiek wybije Dudę z siodła. I podejmują mimo to rozważania, czy Hołownia lub Bosak wyprzedzi Trzaskowskiego. A Kosiniak-Kamysz i Biedroń dalej robią dobrą minę do przegranej gry.

Jest coś rozpaczliwego w tym szamotaniu się na pasku, który założył im Kaczyński. To tak jakby szli na szafot z radosną pieśnią na ustach, odwracając wzrok od czekającej tam na nich gilotyny. Oni nie po to wymontowali systemowe bezpieczniki, by się pośliznąć na wyborach. Duda musi wygrać, by szafot nabrał całej grozy. Niektórzy wolą nie dostrzegać, że proces demontażu demokracji konstytucyjnej idzie etapami, po kawałku, metodą salami. W końcu w Rosji też jest radio krytyczne wobec Putina. Jedno na cały kraj, ale niezależnej telewizji nie ma już ani jednej. Na Węgrzech zaczyna się karanie niepokornych wobec Orbana dziennikarzy i samorządowców, czyli likwidacja filarów pluralizmu w państwie. Ale fani Orbana to popierają i krzyczą, że Orban ma wyborczy mandat do tego.

Czy proponuję opozycji demokratycznej powrót do hasła bojkotu wyborów? Cóż, kości zostały rzucone, a opozycja je podjęła. No bo przecież nie chciała wyborów 10 maja i dopięła swego, w czym zasługa marszałek Kidawy-Błońskiej. Pięknie, ale czy epidemia zelżała już na tyle, by opozycja z czystym sumieniem mogła teraz bezpiecznie prowadzić swoje kampanie? Czy słuszne żądanie, by ogłosić stan klęski naturalnej i odsunąć wybory o rok, przestało być słuszne tylko dlatego, że rząd zdejmuje częściowo areszt domowy ze społeczeństwa?

A co jeśli robi to przedwcześnie, pod presją, z powodów politycznych, a nie dlatego, że epidemia wygasa? Bo przecież na Śląsku nie wygasa, a prawdziwe dane mogą być o wiele gorsze, niż słyszymy oficjalnie. Jednak podjęcie w takiej sytuacji gry o prezydenturę przez opozycję demokratyczną oznacza, że to już dla niej nie jest takie ważne, choć jeszcze niedawno było. Czyli opozycja wciąż musi tańczyć tak, jak jej zagra kapela disco polo pod kierownictwem prezesów Kaczyńskiego i Kurskiego. Kazik jej nie przemoże.

Na tym polega problem. W demokracji nikt nie musi stawiać sobie takich pytań, bo reguły gry politycznej wyznacza skutecznie prawo. Dlatego nie ma etycznych dylematów, jak teraz u nas: bojkotować czy jednak „bić się o Polskę”? Te dylematy powstały wskutek działania obecnej władzy, która w każdej chwili gotowa jest wywrócić stolik z szachownicą, przekreślając nawet swoje wcześniejsze postanowienia, jeśli tylko taka jest polityczna wola Kaczyńskiego.

Najświeższy przykład to właśnie sytuacja w Sądzie Najwyższym. Teraz jego sędziowie muszą sobie odpowiedzieć, czy uważają nową prezes, wcześniej współpracownicę Ziobry, za pełnoprawnego szefa. Prawy i sprawiedliwy sędzia rzecznik SN będzie się zastanawiał, czy przyjąć swoją nominację na prezesa jednej z Izb Sądu (już przyjął ).

Tak obecna władza wymusza mierzenie się z dylematami, które sama stwarza, choć w normalnym państwie w ogóle nie powinno ich być. Jednych sędziów to zahartuje, innych może moralnie złamać. To stare jak świat metody despotów: każdy wybór będzie zły, a teraz wybieraj.

To samo w rozwalonej Trójce. Oportunista, który zastąpił niszczyciela, by dokończyć dzieła destrukcji, zapowiedział, że chce namawiać tych, którzy z ruin radia się wyrwali, do powrotu. Kochasz radio? To wróć do zgliszczy.

W demokracji takich wyzwań nie ma, a jeśli jednak się pojawią, to jest to sygnał alarmowy, że ktoś „puszy się jak paw”. Jak Trump, jak Orbán, jak Erdoğan, Putin, Netanjahu czy Johnson. To jest droga na szafot, gdzie zetną głowę demokracji i jeszcze każą zapłacić sobie za egzekucję. A lud jej głową zagra sobie w piłkę.