Trudne rocznice: 1920, 1980. Damy radę?

Prezydent Macron zapowiedział, że Francja przyśle reprezentację swych sił zbrojnych na obchody stulecia wojny polsko-bolszewickiej i bitwy warszawskiej. Ale jak te obchody będą wyglądać, czy znów zdominuje je wojna polsko-polska? A dodatkowo polsko-ruska?

Nasze relacje z Kremlem są złe jak nigdy w 30-leciu. Putin prowadzi kampanię atakującą Polskę jako rzekomego kolaboranta Hitlera i inspiratora II wojny światowej. Moskwa już zapowiada, że nie zaprosi przedstawiciela Polski na obchody 75-lecia zakończenia wojny. Zbiegną się one z wyborami prezydenckimi w Polsce. A my oczywiście nie zaprosimy nikogo z Rosji na obchody stulecia bitwy warszawskiej, bo to by w Moskwie odebrano jako prowokację polskich panów.

Ale czy słusznie? Gdyby w Polsce i Rosji u władzy byli inni ludzie, można by stulecie wojny z bolszewikami przekuć we wspólny projekt zmiany polityki historycznej w obu krajach. W takim duchu, by nie wykorzystywać tej rocznicy do rozpalania emocji nacjonalistycznych, ale do refleksji nad prawem narodów do stanowienia o własnym losie i wojnie jako narzędziu polityki, przynoszącej zgubę i cierpienie zwykłym ludziom.

Jasne, że to dziś niemożliwe i w pisowskiej Warszawie, i w Moskwie Putina. I że obecne władze polskie prawdopodobnie ulegną pokusie, aby wykorzystać obchody do walki politycznej z opozycją i Rosją. Zwłaszcza jeśli Duda wygra wybory. Trudno sobie wyobrazić, że na trybunie honorowej stają obok siebie dygnitarze PiS i marszałek Grodzki, na którego propaganda pisowska prowadzi nagonkę.

A co z byłymi prezydentami? Wszyscy trzej są na pisowskiej czarnej liście, czy staną na trybunie obok marszałka Grodzkiego? Zachód na pewno przyśle swoich delegatów na tę uroczystość. Jeśli Duda przegra, a jego następczynią będzie Kidawa-Błońska, nie będzie problemu. W przeciwnym razie byli prezydenci Polski nie staną obok prezydenta Dudy. Świat zobaczy, że nie potrafimy wspólnie, prawdziwie patriotycznie, z godnością i pozytywnym, antywojennym, antyimperialnym przesłaniem świętować chwalebnych rozdziałów naszej historii.

Podobny niepokój budzą obchody okrągłej rocznicy porozumień kończących falę protestów robotniczych w 1980 r. Utorowały drogę do powstania bezprecedensowych za żelazną kurtyną, wolnych od kontroli partii komunistycznej związków zawodowych.

Znów będzie problem: jak zaszczuwany Lech Wałęsa ma stanąć obok Piotra Dudy, szefa propisowskiej mutacji Solidarności, a działacze dawnej opozycji korowskiej obok dygnitarzy usiłujących przejąć kontrolę nad Europejskim Centrum Solidarności? Nie ma mowy. A więc rysuje się scenariusz powtórki 30. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. Zamiast razem – osobno. Osobne obchody obywatelskie, osobne rządowo-pisowskie. Osobne przekazy historyczne i polityczne, wzajemnie sobie zaprzeczające. I tak kolejna okazja, by pokazać sobie i światu lepszą stronę naszej historii, przepadnie w odmętach wzajemnej nienawiści.