Olga Tokarczuk jako „katolikożerca”?

Porażające pytanie pracownika Katolickiej Agencji Informacyjnej: czy Olga Tokarczuk jest „katolikożercą”? I przytomna odpowiedź literaturoznawcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego dr. Lecha Giemzy:

„Nie, zdecydowanie nie jest. Literatura Olgi Tokarczuk jest w sensie szerokim literaturą religijną, ponieważ ta zaczyna się nie tam, gdzie mówimy o dogmatach naszej wiary, ale tam, gdzie mówimy o transcendencji, o tajemnicy. Każdy pisarz, który otwiera nas na to, że jest coś więcej poza światem materialnym, jest pisarzem religijnym”.

Ale katolicki dziennikarz Damian Burdzań nie odpuszcza, stwierdzając, że trudno przypisywać Oldze Tokarczuk miano pisarki prochrześcijańskiej. Giemza celnie kontruje:

Jednak w jej twórczości pojawia się kwestia Boga, na przykład w „Prawieku i inne czasy”. To ona sama powiedziała, że jej literatura nie jest ani pro ani anty, tylko obok chrześcijaństwa. Oczywiście tam, gdzie dochodzimy do jakiejś ideologii w literaturze, z pewnymi rzeczami możemy się nie zgodzić, ale w ten sposób w ogóle nic z literatury nie ocaleje. Natomiast myślę, że wiele intuicji literackich Olgi Tokarczuk dla nas jako wierzących jest niezwykle cennych.

Lustrowanie polskich, nie tak przecież licznych noblistów literackich pod kątem ich katolickości czy chrześcijaństwa, to u nas specjalność wszelkiego rodzaju „obrońców dobrego imienia” Polski i Kościoła rzymskokatolickiego. Zamiast radości i gratulacji – podejrzliwość, węszenie zdrady, insynuacje. A zresztą co w tym złego, że ktoś ma krytyczne zdanie o roli Kościoła w dzisiejszej Polsce?

Tak samo ultrakatoliccy i ultrapatrioci traktowali Miłosza i Szymborską. Na szczęście są jeszcze w polskim katolicyzmie ludzie tacy jak dr Giemza czy jego kolega z uczelni ks. prof. Alfred Wierzbicki, etyk i poeta, który był zszokowany „tęczową zarazą” abp. Jędraszewskiego i oczekiwał od niego przeprosin, gdy nikt z episkopatu tego nie uczynił. A w obronie Miłosza przed atakami narodowo-katolickiej prawicy miał odwagę stanąć przed laty abp Józef Życiński.

Takie mamy teraz w Polsce czasy, że katolickiemu dziennikarzowi nie wstyd pytać, czy Olga Tokarczuk jest wrogiem katolicyzmu. To coś więcej niż błąd sztuki. To sygnał, że w kręgach katolickich tak się teraz mówi o noblistce; że takie dyskusje są mile widziane; że niektórych katolików Tokarczuk gorszy, choć jej twórczość ma wymiar duchowy, a nawet mistyczny i wyraża fascynację światem religii, tyle że nieortodoksyjną.

Takie mamy czasy, że Sejm przyjmuje uchwałę potępiającą nienawiść i pogardę wymierzoną w katolicyzm i Kościół. Owszem, nienawiść i pogarda są godne potępienia, ale zawsze i wszędzie, a nie tylko wtedy, gdy dotyczą wiary katolickiej.