To PiS powinien manifestować w Białymstoku przeciw przemocy

Po haniebnych atakach na marsz równości w Białymstoku manifestację solidarności przeciw przemocy powinni byli zorganizować w niedzielę tamtejsi pisowcy. I zaprosić prezydenta, premiera, ministrów, swoich parlamentarzystów. A także liderów opozycji i społeczeństwa obywatelskiego.

To byłoby coś. Oto Polska zjednoczona ponad podziałami odrzuca przemoc i solidaryzuje się z jej ofiarami jako ludźmi i obywatelami.

Przecież to była nadzwyczajna okazja dla PiS, aby poprawić swój wizerunek w oczach tych, którzy na PiS i skrajną prawicę nie głosują. I w mediach światowych. Wielka rzecz przed wyborami. Pamiętamy, jak Europa i Francja łączyła się ponad podziałami, manifestując solidarny sprzeciw wobec nienawiści i przemocy, której ofiarami padli dziennikarze francuskiego tygodnika „Charlie Hebdo” zaatakowanego przez islamistycznych fanatyków terrorystów w 2015 r.

To jest najlepsza metoda moralnej obrony społeczeństwa przed fanatyzmem: wziąć się pod ramiona nawet z przeciwnikami politycznymi i iść z podniesionym czołem. Niech fanatycy widzą, że mają przeciw sobie ogromną większość społeczeństwa.

Niestety, nie u nas. U nas wiceprezes PiS, mianowany, chyba na złość opozycji, ministrem od społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania obywateli, bajdurzy, że udział polityków obozu rządzącego to nie byłby dobry pomysł, bo marsze i manifestacje równości są upolitycznione, a nawet upartyjnione.

Co za cynizm. Kiedy PiS maszerował w kolejnych miesięcznicach smoleńskich, to czym to było, jeśli nie upolitycznieniem, a nawet upartyjnieniem narodowej tragedii, jaką była katastrofa? Do jakich skutków to upolitycznienie doprowadziło w społeczeństwie, a nawet w rodzinach?

Marsz solidarności przeciwko przemocy jest przede wszystkim wydarzeniem moralnym, mogącym rodzić pozytywne skutki społeczne i polityczne. Dlatego stało się bardzo źle, że propagandowa mantra PiS, której przykładem są słowa min. Lipińskiego, zainfekowała niektóre umysły także po stronie opozycji parlamentarnej.

Dali się po prostu zmanipulować. Przestraszyli się, że właśnie zostaną oskarżeni o „robienie polityki”. Nonsens. Liderzy partyjni, politycy, działacze to także obywatele. Są momenty, kiedy trzeba stanąć w prawdzie. Smutne, że opozycja, z wyjątkiem lewicy, tego nie dostrzegła.