Już leje się krew

Najpierw Jarosław Kaczyński we Włocławku nazywa ruch LGBT zagrożeniem dla narodu i państwa. Potem zaczyna się ogłaszanie niektórych miast strefami „wolnymi od LGBT”. Następnie „Gazeta Polska” zapowiada, że dołącza do pisma homofobiczne naklejki, a w Białymstoku lokalni dygnitarze PiS „bronią” katedry przed marszem równości, choć jego uczestnicy świątyni nie atakują, za to sami zostają zaatakowani przez rozjuszonych chuliganów.

Wreszcie młody rozwydrzony bandyta bije do krwi we Wrocławiu Przemysława Witkowskiego, a w Gdyni jeszcze brutalniej zostaje pobity projektant Piotr Krajewski.

Witkowski wyraził sprzeciw na widok homofobicznych napisów na murze, Krajewski padł ofiarą bandytów, którzy uznali go za geja. W obu przypadkach policja zwlekała z zajęciem się sprawą. Te wszystkie mrożące krew w żyłach zdarzenia następowały jedno po drugim, na przestrzeni zaledwie tygodni.

Nie można mieć wątpliwości, że są efektem klimatu przyzwolenia na przemoc wymierzoną w społeczność LGBT. Przyzwolenie polega na braku wyraźnego, szybkiego i skutecznego reagowania służb państwowych. To na nich spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo obywateli, którzy nie robią niczego złego. To nie są incydenty, to już wzbierająca fala. Dziś wymierzona w LGBT, a jutro?

Tego nie można bagatelizować, rozmywać, kwestionować jako wymysłów przeciwników politycznych obecnej władzy. Przed tym należy się bronić wszelkimi legalnymi środkami. Kaczyński oczywiście nie wzywa do przemocy, ale mówi publicznie rzeczy, które mogą być tak odebrane przez różnych socjopatów.

Dlatego ukrócenie homofobicznych ataków wymaga osądzenia nie tylko chuliganów, lecz także zbadania zgodności z prawem zachowania działaczy PiS w Białymstoku i wszędzie tam, gdzie włączają się oni w różne akcje wykluczające część obywateli z życia publicznego.

Na domiar złego w mediach niezależnych od obecnej władzy pojawiają się materiały o rosnącej sile skrajnej prawicy. Dokumentalista Grzegorz Paprzycki przyznaje w rozmowie z „GW”, że kiedy zabierał się do filmu „Mój kraj taki piękny”, uważał, iż ostrzeganie przed zagrożeniem ze strony skrajnej prawicy może być przesadą. Dopóki nie zobaczył „gościa z wytatuowanym 666 na szyi i 88 na karku”, czyli symbolami nazistowskimi.

Paprzycki podaje niepokojący przykład braku reakcji policyjnej na udział w „szturmowym święcie pracy” (sic!) mężczyzny w koszulce z literami SS (sztafety szturmowe). To były hitlerowskie formacje mordujące masowo m.in. Polaków.

Przypomina, że za obecnych rządów wycofano podręcznik dla policji o przestępstwach z nienawiści. Zauważa, że na marsze niepodległości przychodzą też ludzie nastawieni patriotycznie, a nie agresywnie, ale ton nadają nie oni, tylko ci agresywni.

Czy nasze państwo ma kontrolę nad tymi środowiskami? Czy ma rozeznanie w ich międzynarodowych kontaktach i źródłach finansowania? Czy ma pełne rozeznanie w działalności różnych formacji paramilitarnych i wtłaczanej im ideologii? Oby miało. Na razie prokuratura nadzorowana przez min. Ziobrę umorzyło śledztwo w sprawie neofaszystowskiego zlotu „Orlego Gniazda”.