Kościele gdański, nie umywaj rąk w sprawie pomnika!

W Rzymie obraduje papieski szczyt przeciw pedofilii w Kościele, w Gdańsku mocują na nowo figurę księdza Jankowskiego przewróconą na znak protestu przeciwko wynoszeniu na piedestał duchownego, na którym ciążą zarzuty pedofilskie. Aktywiści gdańskiej Solidarności są solidarni z krzywdzicielem bezbronnych, a nie z jego ofiarami. To przekreślenie solidarnościowych ideałów.

O złych czynach księdza Jankowskiego pisze w „Gazecie Wyborczej” Piotr Głuchowski. Wspomina swoją dziennikarską wizytę u Jankowskiego, gdy ówczesny ordynariusz abp Gocłowski straszył prałata za „żydożercze kazania i demoralizowanie ministrantów odebraniem plebanii, gdzie pozwolono mu zamieszkać na poddaszu”.

Podczas rozmowy Jankowski chciał mówić o Żydach i namawiał Głuchowskiego, aby sprawdził, jakie ksiądz ma miękkie łóżko. Głuchowski cytuje krążące po Gdańsku powiedzenie, że „na prałata nie ma bata”.

Udawało się mu nie ponieść odpowiedzialności za przestępstwa seksualne i w PRL, i w wolnej Polsce. A gdy zmarł „w spokoju” w wieku 74 lat, w pogrzebie uczestniczyli gdańscy biskupi, a trumna „tonęła w kwiatach, potem stanął pomnik”.

Teraz o ten pomnik może wybuchnąć szarpanina taka, jak o „krzyż smoleński” w 2010 r. A to przecież od władzy kościelnej zależy, czy dojdzie do nowej odsłony tej samej wojny polsko-polskiej i kolejnych podziałów w społeczeństwie. Tymczasem abp Głódź już ogłosił, że nie jest stroną w konflikcie o figurę, Kościół zajmuje stanowisko „neutralne”, czyli umył ręce, niczym Piłat.

Jak to „neutralny”? Co Kościół gdański uczynił, by naprawdę wyjaśnić drastyczną sprawę prałata? Czy rozmawiał choćby z Piotrem, jedną z ofiar, której, jak pisze Głuchowski, prałat rozwalił życie? Polityka „neutralności” jest całkowitym zaprzeczeniem watykańskiej polityki zera tolerancji dla pedofilii w Kościele.

To niegodny i tchórzliwy unik, uchylenie się od stanięcia w prawdzie. Kto, jak nie ordynariusz, powinien zająć stanowisko moralne? Stoczniowcy zaangażowani w akcję re-erekcji figury prałata posłuchają go prędzej niż władz miejskich. Choćby dlatego, że politycznie bardziej im po drodze z tym odłamem Kościoła, w którym udziela się abp Głódź. A więc niech hierarcha się nie lęka powiedzieć prawdy i rozładować klincz z pomnikiem.

Koronnym argumentem obrońców figury jest to, że postępowanie w sprawie pedofilskiej aktywności prałata umorzono, obowiązuje więc domniemanie niewinności. Tu błędne koło się zamyka: rzeczywiście, umorzono, bo… nie było „bata na prałata”.