Czarna niedziela PiS

Nie dali rady. Nie mają ludzi ani pomysłu na większe miasta.

Arogancja nie popłaca. Do historii przejdzie klęska w Nowym Sączu. Kampania na cmentarzu z udziałem prezydenta Dudy mogła tylko zaszkodzić kandydatce wystawionej przez PiS i zaszkodziła. Jest jakaś granica politycznej hucpy. Ludzie mają swój rozum. Wiedzą, kto jest kim w lokalnej społeczności.

Kandydaci PiS przegrali nie tylko w metropoliach, ale też w mniejszych miastach. Mimo wyborczej pielgrzymki przez Polskę pisowskich notabli na czele z prezesem, premierem i prezydentem. Na kłamstwach i gruszkach na wierzbie daleko się nie ujedzie.

Nie żeby wyborcy już masowo pokochali opozycję, rzecz była w tym, że nie chcieli kandydatów przywożonych w teczkach, słabych, czasem wręcz beznadziejnych. Obawiali się, że chaos pisowskiego rządzenia na szczeblu centralnym zejdzie na szczebel lokalny i zniszczy dorobek ludzi, którym ufali i których cenili.

Zaczęło się od stadniny koni, potem przyszło „nam się należy”, skończyło się na spartaczonym dniu wolnym po 11 listopada. Czystki kadrowe to polityka PiS. Wierni, ale mierni zastępują, gdzie się da, stary personel. No i personel zagrożony pisowską czystką zmobilizował siebie, rodziny i znajomych do samoobrony.

PiS nie utracił władzy w państwie. Wzmocnił się w kilku sejmikach wojewódzkich, wciąż ma zdyscyplinowany elektorat. Ale czarna niedziela osłabia go politycznie i wizerunkowo.

Walec został zatrzymany. Z PiS da się wygrać. Opozycja ma się z czego cieszyć. Skumulował się efekt jej działań z aktywnością obywateli przeciwnych łamaniu praworządności i rozluźnianiu związku z demokratyczną Europą. Ziarnko do ziarnka i zebrała się miarka.