Kaczyński murem za Morawieckim

Środowy występ prezesa Kaczyńskiego w Polsacie to klasyczny przykład zarządzania kryzysem. U progu wyborów samorządowych PiS ma dwa problemy: nagrania z wypowiedziami Mateusza Morawieckiego, kiedy był jeszcze u boku Tuska, i odebraną jako zapowiedź polexitu akcję prawną ministra Ziobry w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości.

Kto chce wierzyć Kaczyńskiemu, że Morawiecki to człowiek empatyczny, a nie zimny gracz o swoje, ten niech wierzy. Prawda jest taka, że wierchuszka pisowska spanikowała po wycieku nielegalnych nagrań, w których Morawiecki mówi rzeczy moralnie dyskwalifikujące.

A to przecież Kaczyński namaścił go na premiera i broni go jak żadnego innego polityka swojej partii. Więc ewentualne straty wizerunkowe i wyborcze po nagraniach i akcji Ziobry obciążą też konto samego prezesa.

W tej sytuacji szefowie propagandy pisowskiej doradzili ratunkowy wywiad w prywatnej telewizji, a nie w jawnej tubie partyjnej, jaką stały się media dawniej publiczne. Przy okazji Polsat zapunktował w elektoracie „zjednoczonej prawicy” i umocnił poza nim wrażenie, że dołącza do „dobrej zmiany”. Co poza tym elektoratem raczej chwały stacji nie przysparza.

Kaczyński zagrał w Polsacie zdartą płytą: czarne jest białe, delfin Morawiecki jest the best, opozycja jest the worst. Kiedy prezes bajdurzył o pasożytach przywlekanych przez uchodźców, to był to dla jego zwolenników akt odwagi przeciwko brukselskiemu dyktatowi, kiedy Schetyna użył słowa „szarańcza”, to był to zdaniem prezesa język goebbelsowski.

Kiedy nielegalne nagrania służyły do walenia w PO, PiS wołał: larum! Kiedy pokazują obecnego premiera jako człowieka bez moralnych skrupułów, za to z obrotowymi poglądami, Kaczyński usiłuje je zbagatelizować: ot, Mateusz sobie prywatnie pogadał, a który mężczyzna nigdy nie przeklął? No, może z wyjątkiem księży.

OK, to już wiemy, że Kaczyński na „Kler” nie poszedł. Jego prawo, choć jako lider ma obowiązek wiedzieć z autopsji, dlaczego na film Smarzowskiego walą tłumy: na dziś już ponad trzy miliony widzów.

W sprawie polexitu usłyszeliśmy, że PiS chce być w UE, a Kaczyński był pierwszym w Polsce politykiem namawiającym do wstąpienia. Kto chce, niech wierzy. Czy operacja ratunkowa się prezesowi udała, zdecydują w niedzielę obywatele. Oczywiście pod warunkiem, że jak najliczniej pójdą oddać głos.