Nie każdy ksiądz to pedofil

Wizyta Franciszka w Irlandii dolała oliwy do antyklerykalnego ognia. Ogień rozpalił ogłoszony kilka dni temu raport o pedofilii w Kościele katolickim stanu Pensylwania. Papież musiał o raporcie wspomnieć w Irlandii, a cała wizyta odbywała się w cieniu rozpalonej na nowo dyskusji o kryzysie pedofilskim w największej organizacji wyznaniowej świata.

Dyskusja skupia się przede wszystkim na konkretnych historiach ofiar seksualnych drapieżców w sutannach. To wynika także z logiki mediów. Konkretna opowieść o konkretnej osobie, osobiste świadectwo o doznanych krzywdach, konkretny ksiądz wykorzystujący seksualnie nieletnich, a nawet dzieci – to zawsze bardziej rozpala wyobraźnię moralną niż rozważania systemowe.

Ale to system jest sednem sprawy. Księży jest w Kościele na całym świecie ponad 400 tys., księża pedofile to przestępcza mniejszość. Jednak wciąż nie brak w nim duchownych żyjących tak, jak oczekują wierni. Każdy katolik bez kłopotu przywoła takiego porządnego, pobożnego, normalnego księdza, jakiego napotkał w życiu. Niektórzy wierni wskażą też „fajnych” biskupów.

Niestety, to tak nie działa, że pozytywne przykłady wystarczą, aby złagodzić obecny kryzys zaufania do Kościoła jako instytucji. To za mało nawet dla praktykujących katolików właśnie w Irlandii, gdzie Kościół przez swoją błędną taktykę w sprawie pedofilii stracił twarz być może nieodwracalnie. Ta część katolików w Irlandii, USA, Australii i innych krajach oczekuje dziś od Kościoła czegoś więcej niż wyznania winy i przeprosin. Oczekuje czynów.

System obejmuje:
– tuszowanie skandali
– różne formy pomocy i ochrony ze strony Kościoła dla księży krzywdzicieli
– tłumienie wewnątrzkościelnej dyskusji na temat celibatu, homoseksualizmu, praw kobiet i programu kształcenia przyszłych księży
– utrudnianie lub odmowę dostępu osób spoza Kościoła do archiwów kościelnych, na czele z watykańskimi
– kolportowanie pocztą pantoflową, a czasem i w kościelnych mediach teorii o spisku wrogów Kościoła, którzy rozdmuchali sprawę pedofilii w Kościele, aby pozbawić go moralnego autorytetu
– wykazywanie, że pedofilia zdarza się też w innych konfesjach i w organizacjach świeckich, jak choćby szkoły czy stowarzyszenia pomocy dzieciom, a jednak nigdy nie wywołuje takiej burzy jak pedofilia w Kościele rzymskokatolickim. To prawda, ale co z tego? Zło popełniane przez innych nie usprawiedliwia zła popełnionego przeze mnie.

Kryzys pedofilski w Kościele jest wynikiem tego systemu. Czy można się z nim uporać bez odrzucenia i demontażu systemu? I bez dyskusji o prawnej odpowiedzialności władzy kościelnej, w tym Watykanu, za dekady funkcjonowania tego zdeprawowanego systemu? Nie można.