Usunąć partię Orbana z europejskiej chadecji, czyli Unia może się bronić przed autorytaryzmem

Jak Unia Europejska ma reagować na łamanie praworządności przez liderów państw członkowskich? Chodzi o premiera Orbána i prezesa Kaczyńskiego, de facto rządzącego dziś Polską.

Obaj demontują liberalną demokrację konstytucyjną, śmiejąc się w twarz Brukseli lub mamiąc ją łże-kompromisami.

Tim Garton Ash właśnie zaproponował, by frakcja EPP w Parlamencie Europejskim usunęła ze swych szeregów partię Fidesz.

To byłby jasny sygnał: albo Unia, albo autorytaryzm. Państwo członkowskie UE rządzone przez polityków coraz bardziej autorytarnych to sprzeczność w założeniu. Demokratyczny mandat nie daje im prawa do likwidacji praworządności w ich krajach.

Jak długo można przymykać oko?
Jak długo Bruksela może przymykać oko na to, że w kampaniach wyborczych odwołują się oni do retoryki antyeuropejskiej i antyzachodniej, a nawet sięgają po chwyty propagandowe przypominające Goebbelsa, a jednocześnie wykorzystują hojne fundusze europejskie, także dla osobistych korzyści?

Wyzwanie jest poważne. Tolerowanie na dłuższą metę takiej sytuacji uderza w wiarygodność „projektu Europa”. Grozi wewnętrzną fragmentacją. Bo skoro Polsce Kaczyńskiego i Węgrom Orbána łamanie rządów prawa uchodzi na sucho politycznie i materialnie, to jest to zachęta dla innych polityków unijnych o podobnych skłonnościach, na przykład w Austrii, Republice Czeskiej czy Rumunii.

Orbán z Kaczyńskim rozgrywają Brukselę
Bruksela dostrzega to wszystko. Zdecydowała się interweniować u obecnych władz polskich i węgierskich. W obronie zasad traktatu o UE wystąpiła jednak niezbyt zdecydowanie. Chce uniknąć konfrontacji, choć Orbán i Kaczyński zamiast to docenić, odbierają to jako dowód słabości, więc dalej robią swoje. A Bruksela chce grać w szachy z kickbokserami – ostrzega brytyjski publicysta – czyli ulega pokusie polityki ugłaskiwania autorytarnych liderów.

Pojawiła się propozycja, by zawiesić wypłatę pewnej części funduszy unijnych państwom naruszającym u siebie rządy prawa. Ale nawet jeśli zostanie przyjęta, jej wdrożenie zajmie lata. Do tego czasu prawdziwej praworządności może w nich już nie być. Co więc pozostaje?

Nadzieja w sądach i w ponadnarodowych listach wyborczych
Bruksela może jednak sięgnąć po jakiś szybki środek ratujący rządy prawa w państwach takich jak Polska czy Węgry. Z jednej strony nie powinna porzucać procedur związanych z artykułem 7. traktatu o UE, z drugiej powinna przypominać, że sądy państw członkowskich są zarazem sądami UE i to ma konsekwencje, z którymi powinni się liczyć autorytaryści.

Pamiętajmy też, że środkiem obrony Unii przed autorytarystami może być zmiana unijnego prawa wyborczego, wprowadzająca listy ponadnarodowe. Unia Europejska nie jest bezbronna wobec populistów, nacjonalistów i autorytarystów. Byle tylko chciała chcieć.